sobota, 11 maja 2013

XVIII

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Znowu w białej czystej sali. Znowu urządzenia popikywały, denerwując mnie. Nagle do pomieszczenia wparował Kuba.
- Mówiłem żebyś się schyliła... - powiedział starając się opanować.
- Dlaczego jesteś na mnie wściekły? - warknęłam. - Byłam tyłem do boiska nic nie widziałam.
- Jestem wściekły na siebie, nie ciebie.
- No to na mnie nie warcz. W ogóle dlaczego ja gdziekolwiek z tobą wyszłam?
- Bo chciałaś wyjść na spacer?
Jestem zdezorientowana. Miałam to wszystko zakończyć, a wyszłam z nim na spacer?
- Nie mów, że znowu straciłaś pamięć.
- Nie... Po prostu nie rozumiem dlaczego z otbą wyszłam.. po twojej furii.. rzucaniem wszystkim..
Kuba otworzył szerzej oczy.
- Co? - spytałam.
Nagle wszystkie wspomnienia przeleciały mi przed oczami. Wszystkie.
- JAK MOGŁEŚ?! - krzyknęłam. - Powiedziałeś, że spadłam ze schodów?! Do końca cię pojebało?!
- Nie zaczynaj tutaj.
- A gdzie?! Jak mogłeś...
- Posłuchaj.. Okłamałem cię.. bo nie chciałem żebyś odeszła. Zrozum.
- KURWA MAĆ DOSTAŁAM OD CIEBIE DONICZKĄ W GŁOWĘ!
- To przecież nie było zamierzone...
- No to co? Zrobiłeś mi krzywdę. Myślisz, że mogłabym być z kimś, kto może zrobić mi krzywdę? Nie obchodzi mnie, czy specjalnie, czy nie.
- Ale to tylko krzywda fizyczna... Pomyśl o tej psychicznej.... gdy odejdziesz.
- Potrwa tylko chwilę. Umiem się szybko pozbierać. A co gdybyś mnie wtedy zabił? Co z tego, że to nie specjalnie? Tylko "ból fizyczny". Jesteś niepoważny.
- Wiem... ale ja po prostu nie chcę...
- Wiesz, żeby coś wyszło, to raczej oboje byśmy musieli chcieć. - przerwałam mu. - Ja tak nie za bardzo mam ochotę wiesz? Pokazałeś mi już co potrafisz.. i szczerze, tak jakoś mi to wszystko obrzydziło.
- Wiem, że tego nie chcesz.
- Czyżby?
- Chcesz mnie ochronić od cierpienia. Od wspomnień mnie już nie ochronisz, ale odejściem zranisz mnie jeszcze bardziej.
Skąd on to wie? Musiałam gadać przez sen.
- Nie szantażuj mnie. Mam w sobie coś takiego, że chcę ochronić każdego... więc ten argument mnie nie przekonuje. Chciałabym ci ufać. Tylko tego tak naprawdę bym chciała... ale ty w każdej chwili możesz dostać furii i mi coś zrobić.. obiecałam, że spróbuję. Spróbowałam i nie wyszło, przykro mi, uwierz mi, bo mi też zależało... ale to widocznie nie jest nam dane. Znajdziesz sobie jeszcze kogoś. - na tą myśl zrobiło mi się smutno.
Cóż, takie życie.
- Nie rozumiesz, że ja nie chcę kogoś innego?
- Rozumiem, ale to przejdzie.
- Tego chcesz? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak. I proszę cię, wyjdź już.
Popatrzył się na mnie.Widziałam gniew i smutek w jego oczach. Ughh.. nie utrutniaj mi tego. Po prostu wyjdź, tak będzie lepiej. Wstał, pochylił się, pocałował w czoło i wyszedł.
C O    T O    B Y Ł O?
Nie miałam zamiaru płakać. Ale łzy same napłynęły mi do oczu. Koniec. Zrobiłam to. Zachowałam się trochę jak zimna suka.. ale jak miałam to zakończyć? "Kocham cię, ale to koniec. Nie martw się nadal mi na tobie zależy i nie chcę tego robić, ale tak być nie może"? . NIE. Trzeba to było zakończyć szybko. Bez użalania się. Tak będzie lepiej. Przynajmniej mam taką nadzieję. Zadzwonił mój telefon.
- Halo? - odebrałam, starając się opanować.
- Możesz powiedzieć, jak ty to robisz, że już drugi raz w tym tygodniu jesteś w szpitalu? - Liam.
Super.Czas na wywiad.
- Hm... no tak to jest, gdy się idzie z głową w chmurach, a obok grają dzieci.
- Co? - nie zrozumiał. - A tak w ogóle, jesteś na głośnomówiącym. - dopowiedział.
- Zawsze jestem. - zaśmiałam się. - Szłam przez park, obok dzieci grały w piłkę no i dostałam piłką w głowę.
- Tylko? - spytał Niall. - To przecież nic takiego.
- Gdyby nie to, że była zaraz po uszkodzeniu idioto. - powiedział Zayn.
- Ale to były dzieci.. piłka kopnięta przez dzieci nie jest zazwyczaj bardzo szkodliwa. - bronił się Niall.
- Szkodliwa? - zaśmiał się Lou. - Chyba użyłeś nie tego słowa co trzeba.
- Niebezpieczna. - poprawił go Liam.
- Nie przeszkadzam? - spytałam.
- A,no tak, przepraszamy. - powiedział Liam. - Nic ci nie jest? Z pamięcią wszystko ok?
- Tak. Bardziej niż ok, bo wszystko sobie przypomniałam.
Cisza.
- Możecie mi powiedzieć, dlaczego nie powiedzieliście mi prawdy?
Cisza.
- Bo się wkurzę. - powiedziałam.
- Bo.. bo tobie tak na nim zależało.. ufałaś mu... stwierdziliśmy, że tak będzie lepiej. - powiedział Zayn.
- Dobrze wiecie, że sama o sobie decyduję. Jestem WŚCIEKŁA.
- Przepraszamy.- powiedzieli na raz.
- Dobra.. i tak nic się nie stało. Jest już tak jak powinno. - powiedziałam.
- Ty.. zrobiłaś to? - spytał Liam z niedowierzaniem.
- Co? - spytałam nie wiedząc o co chodzi.
- Skończyłaś z nim? - dopowiedział Harry.
To Harry w ogóle tam był?
- Taaak... Co w tym dziwnego? Miałam taki zamiar.
- No wiesz... Strasznie ci zależało, ciągle go broniłaś. - powiedział Zayn.
- Wiem.. ale to nie było ok. Wylądowałam przez niego w szpitalu. To nie jest normalne.
- Z jednej strony zrobiłaś dobrze.. - powiedział Lou.
- Ale z drugiej strony pamiętaj, że twoje uczucia są najważniejsze. - dodał Zayn.
- Ochh.. ty i te twoje złote myśli. - zakpił Harry.
- Nie mam zamiaru jej wmawiać, żeby robiła coś czego nie chce.
Czy ja tego nie chcę?
- Skoro to zrobiła, to raczej tego chce. - powiedział Niall.
- Ludzie często robią coś czego nie chcą, potem żałują i jest za późno by coś naprawić.
- No to jest już za późno dla niej. Zrobiła to. - powiedział Harry.
- Ty pierdolony egoisto pomyśl może o niej a nie tylko o tym jak dla ciebie będzie lepiej.
- Nie jestem egoistą, chcę dla niej dobrze, będzie jej trochę smutno, ale nie zrobi jej krzywdy!
- A MOŻE SAMA ZADECYDUJĘ, CO? - spytałam rozdrażniona.
- Przepraszamy. - powiedzieli znowu razem.
- Dobra chłopaki, muszę kończyć. - powiedziałam, gdy zauważyłam, że lekarz wchodzi do sali.
- Ok, paa. Kochamy cię.
- Tak, tak, ja was też. - rozłączyłam się.
Lekarz mnie zbadał, trochę pożartował. Zdziwiło go to, że znowu wylądowałam w szpitalu oraz to, że głowa mnie nie boli. Nie mam jakichś wielkich urazów, bo prostu zakręciło mi się w głowie - z czego się cieszę. Wypuścił mnie do domu i poprosił żebym tu nie wracała do końca tygodnia, bo głowa mi może nie wytrzymać. Wracając do domu moje myśli były nijakie. Miałam totalną pustkę w głowie. Nie wiedziałam co myśleć.  Nie chciałam o nim myśleć. Skończyłam to, czas rozpocząć nowy okres. Związek z nim był krótkim okresem, więc to trochę paranoja, że tak to przeżywam. Zmieniłabym coś. Nie wiem co. Może kupię sobie pieska.. zmienię garderobę? Może fryzurę? Chyba tak zrobię. Nie chcę wyrzucać mojej szafy, dużo na nią wydałam, zresztą podobają mi się moje rzeczy. Pies... piesek to dobry pomysł. Gdyby nie to, że od poniedziałku pracuję. Szlag. Piesek byłby dobrym wyjściem. Może kot? Nie, koty są nudne. Czyli nowa fryzura? Może je rozjaśnię. Tak. Rozjaśnię je. Zrobię sobie refleksy. Tak. Refleksy są świetne. No i już. Muszę tylko dodzwonić się do fryzjerki. Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Nie lubię być sama. Dlatego lubię jak przyjaciele mnie odwiedzają. Teraz muszę znaleźć numer do Katy. Znalazłam.
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Hej Katy. Tu Monika. Chciałam rozjaśnić sobie włosy.. i troszkę podciąć.
- Spoko. W tym tygodniu.
- Najlepiej jutro. Mam ochotę zmienić coś jak najszybciej.
- Mam czas jutro. Przed chwilą dziewczyna odwołała wizytę. Chcesz?
- Jasne. O której?
- Równo o 13.
- Ok, będę.
- To będę czekać.
Ciekawe co wymyśli. Uwielbiam zmieniać fryzury. KOCHAM TO. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Nikogo nie było. Spojrzałam w dół. Jakieś pudełko i róża. O co chodzi? Wzięłam wszystko do domu. Rozpakowałam pudełko. Była tam marynarka Eleanor i karteczka:
" Powinnaś jej to oddać. Jest bardzo ładna (ta marynarka). Róża, żeby nie było, że o Tobie nie pomyślę. : ) "
No tak. Zostawiła ją u niego. Oddam jej to. Ale różę mógł sobie darować. Chociaż nie. Miło mi się zrobiło. Która jest godzina? Dopiero 18. Rozległ się dzwonek telefonu.
- Haloo? - odebrałam.
- Hej.. tu Timothy.
OMG OMG OMG LABRINTH DO MNIE ZADZWONIŁ.
- Hej. - opanowałam się.
- Chciałabyś może wyjść gdzieś? Kręgle, pizza, kino, cokolwiek. - powiedział.
- Szczerze? To z chęcią. Nudzi mi się.
- Ooo to świetnie. To za godzinę po ciebie przyjadę.
- Ok. Skąd wiesz gdzie mieszkam?
- Odprowadzałem dziewczyny ostatnio. - powiedział.
- No tak. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - powiedział i rozłączył się.
Prysznic. Szybko pobiegłam na górę do łazienki. Wyszłam po 20 minutach. Wysuszyłam włosy, umalowałam się (cienka delikatne podkreślenie oczu i czerwone usta) i poszłam do siebie by wybrać ubranie. Zdecydowałam się na czarne rurki, błękitną koszulę, białą marynarkę, czarne szpilki i czarną małą torebeczkę. Spojrzałam na zegarek 18.55. Akurat. Nagle coś na dole spadło. No, cholera jasna, co to ma być? Może kuźwa następne włamanie. Odkąd pojawił się Kuba, ciągle mi się zdarzają takie wypadki. Ktoś zaczął wchodzić po schodach.
- Powinnaś zamykać drzwi. - usłyszałam głos za sobą.
Zamarłam.

3 komentarze:

  1. Boziu :D ♥ cudo https://liam-my-angel.blogspot.com/ @irresstiblei

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ! Czekam na kolejną część !

    Zapraszam do siebie . Nowy wygląd bloga , nowy wpis . Mile widziane komentarze ; *

    Kom za kom . ; D

    OdpowiedzUsuń
  3. pisz szybko następną część, bo nie lubię żyć w niepewności :< pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń