niedziela, 24 listopada 2013

EPILOG



- Misiek, zejdź na dół, już przyjechali! – krzyczę do Kuby, który był na górze.
Następnie idę otworzyć drzwi. Przyjechali moi przyjaciele, by wesprzeć mnie. Dziś mija 3 rocznica śmierci Kuby. Przyjechali moi wszyscy najukochańsi. Cały zespół One Direction ze swoimi dziewczynami. Perrie już w 7 miesiącu ciąży. Przyszła też Cara, Rita, Lab, Patricia, Emily i Peter. Wszyscy zaczynają mnie przytulać, witając. Zaraz przybiega Kuba. Ma ponad dwa latka i jest zniewalająco podobny do jego taty. Pamiętam, na początku go nie chciałam.. za bardzo mi go przypominał.. ale później zdałam sobie sprawę, że to najlepsze, co Kuba po sobie zostawił. Zresztą to moje dziecko. Pokochałam go.. teraz nie wiem jak bym sobie poradziła, gdyby go nie było. Też każdy go przytula, dają mu jakieś słodycze, a on uśmiecha się i dziękuje. Pomimo smutnych okoliczności narodzin, był bardzo radosnym dzieckiem.
- I co, idziemy? – pytam.
Wszyscy głośno się godzą, więc szybko ubieram Kubę i wychodzimy na mszę. Po niej udajemy się na cmentarz i zapalamy znicze.
 Do tej pory jakoś trudno mi uwierzyć, że już go nie ma. Nadal siedzę w domu mając wrażenie, że zaraz wróci z jedzeniem z pracy, wszyscy siądziemy przy stole i śmiejąc się, zjemy co przyniósł.
Po wszystkim wracamy do domu, żeby zjeść pizzę i pogadać.
- Jak się czujesz? – pyta Perrie.
- Całkiem.. znośnie. – uśmiecham się.
- Minęły już 3 lata.. może.. nie wiem.. spróbuj z kimś innym.. – odzywa się Harry.
- Harry.. – karci go Tessa (jego nowa dziewczyna).
- No co? – pyta. – Biorąc pod uwagę okoliczności waszego rozstania, nie powinno Ci to sprawić problemu.
- HARRY! – krzyczą wszystkie zebrane dziewczyny.
- No co?
- Jesteś takim idiotą.. - mówi Niall.
- Nic się nie stało. – odzywam się, broniąc go. – Z chęcią bym to zrobiła, Harry, serio… tylko to nie jest proste. – zamyślam się na chwilę. – I owszem, warunki naszego rozstania nie były przyjemne.. i to jest chyba najgorsze z tego wszystkiego.
- Przykro mi, Niks.. – mówi smutno się Lab. – Gdyby tylko..
- Przestań, już tyle razy mnie przepraszałeś.. zrozum, to nie jest twoja wina. Przestańmy gdybać, wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. – przerywam mu.
- Ale jakbym wtedy po ciebie nie zadzwonił.. to..
- NIE JEST TWOJA WINA. – przerywam mu jeszcze raz. – koniec tematu. – Perrie, jak ty się czujesz?
- Dobrze, powiem ci szczerze… myślałam, że będzie gorzej. – śmieje się. – Mam tylko nadzieję, że schudnę szybko. Czuję się taka ciężkaaa.
- Ale nie wyglądasz grubo. – wtrąca Eleanor. – Na serio, jak na kobietę w ciąży nie jest źle.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
 -Jak na kobietę w ciąży?! – piszczy w żartach Perrie. – To jako ogólnie kobieta wyglądam źle?
- Nie, kochanie, wyglądasz pięknie. – mówi Zayn i pocałował ją w policzek.
Wyglądają na takich zakochanych i szczęśliwych.. tak miło się na nich patrzy.
- Jedyny miły. – znowu się śmieje.
- No jak zwykle, najlepiej źle zinterpretować moje słowa! – El żartuje.
Cieszyłam się, że jest radosna atmosfera. Nie wytrzymałabym w melancholijnym nastroju.
- Ciociu Malik? – słyszę głos Kuby.
Wszyscy odwrócili się w jego stronę. Maluch stoi w drzwiach  z nieśmiałym uśmieszkiem.
- Tak, kochanie? – pyta Perrie.
- Kiedy mój przyjaciel wyjdzie z twojego brzuszka? – pyta słodko.
- Już niedługo. – odpowiada z uśmiechem Zayn.
Kuba podszedł do Perrie i złapał ją za brzuch.
- Czuję jak kopie. –chichocze.
- Chce ci tak powiedzieć, że nie może się doczekać, aż cię pozna, wiesz słonko? – mówi z uśmiechem Pezz.
- Naprawdę? – uśmiecha się.
- Naprawdę. – Pers odwzajemnia uśmiech.
- Ale super! – piszczy.
- Już całkiem niedługo może będziesz miał więcej kolegów. - mówi Emily.
- Albo nową koleżankę. - Peter się uśmiecha.
Otwieram szerzej oczy.
- Tak.. jestem w ciąży. – uśmiecha się Em.
- Który tydzień? – pyta Cara.
- Dziesiąty.
Emily promienieje, Peter podobnie.
Wszyscy zaczynają im gratulować.
- Więc co? Czas na deser? – spytałam.
Rozlegają się krzyki zadowolenia. Z uśmiechem udaję do kuchni po galaretki.


***

- .. w ten sposób się pogodzili i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. – kończę czytać Kubie na dobranoc.
Śpi od dobrych dziesięciu minut, ale zawsze się budzi, gdy nie dokończę mu bajki. Daje mu buziaka, wstaję, staję koło drzwi i jak zwykle patrzę na niego. Jego kości policzkowe zaczynają powoli być wyraźne. Ma też tak długie rzęsy i jasne włosy. Kolor oczu ma po mnie – duże, morskie oczka. Pięknie wykrojone usta. To zadziwiające, że już w tym wieku jest do niego podobny. Nagle czuję rękę na swoim ramieniu. Szybko się odwracam, lecz nikogo nie widzę. Znowu te omamy.. Zamykam drzwi i idę do swojej sypialni. Patrzę na zdjęcie wykonane przez siostrę, gdy byliśmy w domu.

Mimowolnie łzy pojawiają się w moich oczach.
- Tak bardzo bym chciała, żebyś tu był. – szepczę.
Kładę się do łóżka, po tej stronie co zawsze. Cierpię na bezsenność, odkąd Kuba umarł. Staram się być szczęśliwa.. w sumie to jestem szczęśliwa. Mam wspaniałych przyjaciół, cudowne dziecko. Po prostu.. czuję, że czegoś mi brakuje.. I to okropnie mi czegoś brakuje. Muszę się do tego przyzwyczaić.
Zwijam się w kulkę i czuję ramiona wokół mnie. Wolę się nie odwracać, bo wiem, że wtedy on zniknie. Zawsze znika, gdy chcę go zobaczyć. Przez to zawsze płaczę. I teraz łzy pojawiają się w moich oczach. Oby nigdy nie odszedł na zawsze. Wiem, że to nie jest normalne, że czuję go, gdy jestem sama… ale.. CHCĘ GO CZUĆ.
Teraz chciałabym podziękować wszystkim Wam, za czytanie moich wypocin. Doceniam to, cieszę się, że tyle osób się tym zainteresowało. Co prawda nie mam tyle wyświetleń co jakieś fanfiction, ale wiedziałam, że tak będzie. Najprostszą drogą jest korzystanie ze znanych nazwisk.. a mimo że uwielbiam fanfictions, miałam już ich dość i stworzyłam coś nowego. : )
Przepraszam, że pod koniec zalegałam z rozdziałami, ale dużo się u mnie zmieniło. Głównym powodem jest brak weny. Jednak, nie mogłam też bardzo znaleźć czasu, mam strasznie napięty „harmonogram” i cóż.. tak wyszło.
Jeszcze raz dziękuję za wytrwanie ze mną do końca. : )) : **

muzyka (inspiracje) :
Beyonce - Hello
You Me At Six - This Is The First Thing
Beyonce - Dangerously in Love
Katy Perry - Unconditionally
Destiny's Child - Emotion
You Me At Six - Contagious Chemistry
Emeli Sande - My Kind Of Love
Rita Ora - Love and War
You Me At Six - The Dilemna
The Hoostbank - The Reason
Matt Corby - Resolution
Kings Of Leon - Closer
Beyonce - Start Over
Bring Me The Horizon - Don't Go
Rita Ora - Hello, Hi, Goodbye
Justin Timberlake- Cry Me A River
Kelly Clarckson - Because of You
Beyonce - Me, Myself and I

Zachęcam Was do przesłuchania ich. Uwielbiam te piosenki, uważam, że też Wam się spodobają. Są to różne gatunki, więc nie szufladkujcie ich do smutnego popu. W dodatku pomogą Wam one zrozumieć całą historię.


Love, M. xx

niedziela, 10 listopada 2013

XLV

Zaczął szukać mnie (jak zgaduję) wzrokiem.
- Pod stół. – szepnął Tim. – Już.
Spojrzałam się szybko na niego ze zdziwieniem.
- Zanim cię zobaczy.
Szybko zrobiłam o co prosił, mimo że pewnie wyglądało to dziwnie. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważył. Jednak zaraz usłyszałam jego głos, bardzo blisko mnie. Musiał podejść do Tima.
- Gdzie ona, kurwa, jest?!
- Kto? Mary? – spytał zdziwiony Lab.
- Oj nie wkurwiaj mnie czarnuchu, wiem, że z tobą jest. Zawsze do ciebie ucieka. Myśli, że będę zazdrosny.
- Nie ma tu jej. Nie rozmawiałem z nią od miesiąca.
- Pierdolisz. Namierzyłem jej komórkę, wiem że tu jest.
Przeklęłam w myśli. Mogłam zostawić go u Emily.
- Możliwe, że tu była, widziałem jej samochód, ale nie ze mną przyszła. Może z Emily, lub z Patricią albo Harrym. Nie wiem. Nie ze mną.
- Czuję jej perfumy. – powiedział.
- Zdaje ci się... Może dlatego, że jesteś naćpany.
- CHUJ CIĘ TO OBCHODZI! – krzyknął Kuba.
- Wyluzuj. – czułam, że Tim się powstrzymuje, by go nie uderzyć.
- NIE USPOKAJAJ MNIE, KURWA!
- Przepraszam, czy mógłby się pan zachowywać ciszej? – usłyszałam kobiecy głos.
Zaraz po tym odgłos tłuczonego szkła i pisk tej samej kobiety.
- OCHRONA?! – tym razem męski głos.
- Ja ci, kurwa dam ochronę. – warknął Kuba.
Zaraz po tym usłyszałam odgłos uderzenia. Wkurzało mnie to, że nic nie widzę. Nie wiedziałam, czy mam nadal się ukrywać, czy wstać. Gdy wstanę, najprawdopodobniej dostanę.. ale nie ucierpią niewinni ludzie… a może zdąży przybiec ochrona? Postanowiłam, że wstanę, ale najpierw przeczołgam się do innego stolika, żeby myślał, że nie przyszłam tu z Timothym. Gdy odeszłam już wystarczająco daleko, szybko wstałam i udałam, że dopiero co weszłam do sali.
Czas zacząć przedstawienie.
Stanęłam jak wryta.
- K- Kuba? – powiedziałam zdziwiona.
Kuba popatrzył to na mnie, to na Tima.
- Gdzie byłaś? – spytał Kuba.
Lab szeroko otworzył oczy.
- W innej sali.. dlaczego tu jesteś? Co tu się w ogóle dzieje?
Ogarnęłam wzrokiem wszystko. Roztłuczone szkło, jakiś facet ledwo co siedział. To jego Kuba musiał uderzyć.
- Przyszedłem do ciebie.. – podszedł bliżej. – Przeprosić cię.
Nie chciałam robić scen, ale nie mogłam kłamać.
- Myślisz, że to coś zmieni? Wszystko zjebałeś. WSZYSTKO.
- Wiem.. ale tylko chciałem, żebyś wiedziała, że żałuję. Miałem też nadzieję, że…. Przytulisz mnie… pocałujesz mnie ten ostatni raz.
- Chyba oszalałeś.- prychnęłam.
- Proszę. To jest ostatnia rzecz, jakiej pragnę na tym świecie.
- Nie dostaniesz jej. Mogłeś mieć to codziennie.. Mogłeś mieć całą mnie… do końca swojego życia. Mogliśmy być szczęśliwi.. Nie mówię, że to tylko Twoja wina.. bo też i moja… ale miałeś tą możliwość..
Przez głowę przemykały mi obrazy jak mogła wyglądać nasza przyszłość. Ślub. Szczęśliwa rodzina. Wspólne święta. Dzieci bawiące się z pieskiem. Wspólne wakacje. Dorastające dzieci. Spokojna, ale szczęśliwa starość. To wszystko legło w gruzach.
- Widocznie tak miało być. – powiedziałam.
- Proszę.. Monika..
Pokręciłam głową. Padł na kolana i przytulił się do moich nóg.
- Błagam.. – miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
- Kuba..
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo wpadła ochrona. Gdy Kuba to zobaczył, od razu wyjął pistolet i postrzelił dwóch pierwszych ochroniarzy. Rozległ się pisk, zaczęła się panika. Kuba oszalał, zaczął strzelać do niemal wszystkich. Mimo wszystkiego strzelał powoli i w miarę celnie. Nie wiedziałam co zrobić. Uciec? Stać? Wpadłam na pomysł. Gdy namierzył mnie, nie uciekłam. Nie stałam i nie błagałam o życie. Zaczęłam biec w jego stronę. Trzymał broń wysoko, dopóki nie dzieliły nas centymetry. Rzuciłam się na niego i go przytuliłam. Upuścił pistolet i mnie objął. Położył rękę na moje włosy. Zadziałało tak jak kiedyś. Jego oddech się uspokoił a ciało rozluźniło. Podniosłam głowę. Wahałam się, czy go pocałować, czy nie. Podniosłam głowę i musnęłam jego usta moimi. Odchyliłam się i spojrzałam mu w oczy. Wydawało się, że wszystko jest po staremu. Za chwilę przyciągnął mnie bliżej i pogłębił wcześniejszy pocałunek.
- Odsuń się od niego! – usłyszałam krzyk. – Słyszysz? To rozkaz! Policja!
Cholera, wezwali policję. Chociaż jak się nad tym zastanowić, to była tu strzelanina… Kuba przytrzymał mnie mocniej, ale nie przeszkadzało mi to, sama nie wiem czemu.
- Bo będę musiał cię postrzelić! – krzyknął inny facet.
Stałam tyłem, nie widziałam co się dzieję. Kubie napięły się mięśnie.
- Nie możecie! Ona jest w ciąży! – usłyszałam głos Laba.
- To z tobą.. – warknął cicho Kuba.
- Kuba, nie, on nie jest.. – chciałam mu wytłumaczyć, ale nie zdążyłam.
Puścił mnie i podbiegł do Timothy’ego. Zaczął okładać go pięściami.
- Ty skurwielu! Zabiję cię! – krzyczał przy każdym uderzeniu.
Tim starał się bronić, ale Kuba tak go złapał, że nie miał szansy.
- KUBA NIE! ZROZUM! – piszczałam.
Nie słuchał mnie. Podbiegłam do niego i starałam się go odciągać. Jednak tylko zostałam brutalnie odepchnięta. Upadłam i jęknęłam z bólu.
- I mnie nazywasz skurwielem?! Zobacz jak ją traktujesz! ONA  NOSI TWOJE DZIECKO DO CHOLERY! – krzyknął Lab, gdy miał okazję.
Kuba odwrócił się w moją stronę. Popatrzył się na mnie zdziwiony.
- To.. to moje dziecko? – jakby dopiero ktoś mu to powiedział.
- Mówiłam ci to tyle razy! – krzyknęłam z zarzutem.
Wstał i zaczął iść w moją stronę. Patrzył mi się prosto w oczy. W nich widziałam przeprosiny, smutek, ale i radość. W pewnym momencie usłyszałam strzał i kilka sekund później Kuba leżał na podłodze, a krew wypływała z jego klatki piersiowej. Patrzyłam się na to nie wierząc w to, że jest to realne.. że dzieje się właśnie przed moimi oczami. Dlaczego go postrzelili? Przecież nic… dobra, postrzelił kilka osób i brutalnie pobił Timothy’ego, ale żeby aż go postrzelić? Gdy rozejrzałam się dookoła i zdałam sobie sprawę, że to się dzieje wstałam i chwilę później już byłam przy nim.
- Kuba, nie.. wytrzymaj, dasz radę.. proszę. – szepnęłam.
- Oj, kochanie.. – uśmiechnął się w ten jego sposób, jakby wszystko było w porządku.
- Słucham?
- Raczej nie dam rady. – uśmiechnął się pokrzepiająco.
Poczułam łzy w oczach.. zdałam sobie sprawę, że uczucie, które do niego żywiłam, nigdy się nie ulotniło.
- Nie płacz.. chcę cię widzieć piękną i uśmiechniętą ten ostatni raz.
- Nie mogę. – jęknęłam. – Nie zostawiaj mnie… nas.
- Wiesz co jest okropne? To, że musisz wszystko stracić, żeby w pełni to docenić.
- Kuba..
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym to wszystko naprawić. Gdybym tylko umiał nad sobą panować.. tylko ty to potrafisz. Tylko ty potrafisz mnie uspokoić. Kiedy cię nie było.. nie mogłem wytrzymać, wiesz? Najbardziej bolała mnie myśl, że mnie nienawidzisz.. że mogłem cię mieć.. mogłem i to zjebałem. Zjebałem najważniejszą dla mnie sprawę. Nawet nie wiesz jak bardzo chcę, żebyś mi wybaczyła. Tak bardzo cię kocham. – z każdym zdaniem słabł mu głos. – Zasługuję na śmierć. Ty zasługujesz na kogoś innego, lepszego, a ja nie zasługuję na nic.
- Nie mów tak. – szepnęłam. – Dawno ci wybaczyłam…  też cię kocham. Tak bardzo. Błagam, nie zostawiaj mnie teraz. Nie dam rady sama. Nie dam. Nie pokocham już nikogo innego.. za bardzo kocham ciebie.
- Tak bardzo chciałbym zostać. Kocham cię.  – powiedział.
Pochyliłam się i pocałowałam go.
- Ja ciebie też. Więc nie zostawiaj mnie.
Nagle wtargnęli sanitariusze. Zabrali go do karetki, a ja nawet nie pytając o zgodę pojechałam z nimi. Cały czas trzymałam go za rękę.
- Nie zostawiaj mnie. Za bardzo cię kocham. – powiedziałam, zanim zabrali go na operację.
Czekałam kilka godzin. Przez ten czas zdałam sobie sprawę ile błędów popełniłam. Zamiast uciekać, powinnam mu pomóc. Teraz odczuwam o wiele intensywniejszą miłość do niego. Uczucie, którego nie czułam przez te kilka tygodni wróciło do mnie z większym nasileniem. Modliłam się o to, żeby do mnie wrócił. Dopiero gdy groziła mi jego strata, zrozumiałam, że nie dam rady bez niego. Jestem taka głupia. Gdybym od niego nie uciekała.. dała mu trochę czasu wszystko potoczyłoby się inaczej. A teraz? Mogę tylko mieć nadzieję. To takie beznadziejne.. kiedy nie możesz nic zrobić, jesteś bezużyteczny… a przecież chcesz działać. Dlaczego nie możesz działać? Bo chcesz działać, gdy jest już za późno. Dlatego, nigdy nie powinieneś czekać… bo kiedyś może już być za późno. Tylko dlaczego zawsze musi być za późno, żeby się tego nauczyć? Tak bardzo bym chciała..
Podszedł do mnie lekarz.
- I jak? – spytałam z nadzieją.
- Cóż.. Nie będę kłamał.. nie jest najlepiej. Jego organizm nie jest w najlepszym stanie. Może się jakoś wybroni.. ale szczerze wątpię.
- Dobrze, dziękuję. – powiedziałam i udałam się do sali, w której przebywał Kuba.
- Skarbie.. wiem, że śpisz… ale mam zamiar tu siedzieć, by przy tobie. Nie było mnie kiedy powinnam być, ale teraz jestem. Wiem, niewiele teraz to zmienia.. ale chcę być przy tobie. Uwierz, też bym chciała wszystko naprawić, być teraz z Tobą szczęśliwa. Wyobrażasz sobie? Będziemy mieli dziecko. To takie surrealistyczne, nie? Powiedzieć ci coś? Nienawidzę tego dziecka. Za to co zrobiło. Rozwaliło nasz związek. Gdyby nie ono.. może nadal byłoby dobrze. Z drugiej strony jednak kocham, bo jest nasze. On lub ona potrzebuje ojca. Musisz być z nami. Mimo wszystkich rzeczy, które zrobiliśmy źle.. Wiem, mówiłam że już cię nie kocham.. ale moje uczucia wróciły.. bardzo gwałtownie. Czuję się jak kiedyś, gdy jeszcze wszystko było dobrze.. może przez to, że nie skrzywdziłeś mnie. W końcu uwierzyłeś, że to twoje dziecko.. Musisz mi bardziej ufać. Myślisz, że mogłabym cię zdradzić? Naprawdę? Nigdy bym nie umiała pójść i tak po prostu.. oddać się innemu. Za bardzo cię kocham. Nawet nie wiesz jak twój brak zaufania mnie skrzywdził. To tak bardzo bolało. Bardziej niż wszystkie bóle fizyczne, które mi zadawałeś. Zaakceptowałam dobrego ciebie, więc powinnam zaakceptować też tego złego.. i akceptuję. Tylko wróć do mnie.. nas. Naprawimy wszystko co zniszczyliśmy. Inaczej się załamię. Nie będę już w stanie nikogo pokochać.. Może to brzmi głupio, bo tyle okropnych rzeczy mi zrobiłeś… Ale jeśli mnie zostawisz, będę skazana na samotność. Chyba nie chcesz, żebym była sama z naszym dzieckiem. Wiem, że byłbyś wspaniałym ojcem. Umiesz być wspaniały. Każdy ma złą stronę, ja też. Każdy ją ma. Trzeba umieć ją opanować. Razem damy radę przejść wszystko. Razem jesteśmy silni, osobno już nie. Widziałeś przecież, oszalałeś, gdy odeszłam, a ja zamieniłam się we wrak człowieka. Nie umiemy bez siebie funkcjonować, bo się kochamy i się potrzebujemy. Dlatego nie możesz odejść. Potrzebuję cię. Kocham cię.
- Starałem się. Naprawdę walczyłem. – szepnął bardzo cicho.
- Kuba?! – pisnęłam.
- Przepraszam.. ale przynajmniej mogę w spokoju odejść, wiedząc że.. że mi.. wybaczyłaś.. – zaczął kaszleć.
- Kuba, proszę nie.. – łzy zaczęły mi spływać po policzkach. – Potrzebuję cię. Kocham cię.
- Po.. po.. pocałuj.. mnie. – wydyszał.
- Nie, tylko nie to. Będę miała wiele okazji jeszcze by cię całować, bo zostajesz tu, ze mną. – powiedziałam stanowczo.
- P.. p.. pr.. proszę…
Pochyliłam się nad nim i złożyłam na jego ustach pocałunek.
- K.. k..
- Nie, nie, nie, nie, nie, proszęęę! – zaczęłam łkać jak małe dziecko.
- K.. ko.. kocham.. ci.. cię.. – wyjąkał.
- Ja ciebie też.. – odpowiedziałam, bo tylko tyle mogłam powiedzieć.
Rozluźnił się i odchylił głowę do tyłu. Nie musiałam patrzeć na ekran i ciągnącą się na nim linię, by wiedzieć co właśnie się stało.
- Nie.. – zakryłam twarz rękoma i zaczęłam płakać.
Złapałam go za, jeszcze ciepłą, rękę. Nawet nie dzwoniłam dzwonkiem. Wiedziałam, że już nic to nie da.. Nie byłam nawet w stanie wstać. Oparłam głowę na jego brzuchu. To było idealne miejsce do płakania. Nie mogłam się pogodzić z tym, że jeszcze minutę temu tu był, a teraz… teraz go nie ma. To okropne, to nie mógł być koniec. To tylko sen. Koszmar. Zaraz się obudzę, w naszym łóżku, Kuba będzie mnie przytulał, wszystko będzie dobrze. Ucieszy się z dziecka, bo przecież jest płodny. Będziemy szczęśliwi. Poznamy płeć. Udekorujemy pokój. Wszystko przygotujemy. Stworzymy szczęśliwą rodzinę.
Zamknęłam oczy i zasnęłam.


***


- Proszę pani..? Pani Moniko? Proszę się obudzić.. – poczułam, że ktoś mnie szturcha.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nie byłam w domu. Byłam w szpitalu. Kuba, owszem leżał obok, ale już nie żył. Najgorszy koszmar się spełnił. Wstałam.
- On.. – zaczęła pielęgniarka.

- Wiem. – przerwałam jej i po prostu wyszłam.

poniedziałek, 4 listopada 2013

XLIV

- Kuba, nie. – warknęłam w końcu, wyrwałam mu się i wstałam z łóżka. Skrzyżowałam ręce na piersi.
Spojrzał na mnie zaskoczony. Zaraz później jego wyraz twarzy zmienił się na wściekłość.
- Mieliśmy tylko spać. – powiedziałam, zanim on zdążył.
- Jejku, po co tylko spać? To NUDNE. Wiem czego chcesz. Ty też wiesz, czego ja chcę.
- Nie chcę tego. Chcę spać. – powiedziałam i odwróciłam się na drugą stronę.
Nastąpiła cisza. Leżałam z nadzieją, że odpuści, niestety jednak, warknął i siłą zmusił mnie do odwrócenia się. Siadł na mnie okrakiem i mocno wbił swoje wargi w moje. Jęknęłam z bólu.
- Cholera! – warknęłam. – PUSZCZAJ MNIE!
- NIE! – ryknął. – NIE PUSZCZĘ CIĘ, CHCĘ SIĘ PIEPRZYĆ, WIĘC MASZ SPROSTAĆ MOIM OCZEKIWANIOM! NIE WYMAGAM, KURWA, ZBYT WIELE! JEŚLI UMIAŁAŚ SIĘ PUŚCIĆ I ZAJŚĆ W CIĄŻĘ, TERAZ TEŻ TO MOŻESZ ZROBIĆ!
- Zejdź ze mnie. – powiedziałam spokojnie.
- Nie mam takiego zamiaru. Teraz mam zamiar cię przelecieć.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zerwał ze mnie bluzkę i ugryzł mnie w brzuch. Zaczęłam się wyrywać. W końcu poczułam, już dobrze znane mi, ciepło na policzku. Jednak na jednym się nie skończyło. Dostałam pięć uderzeń w twarz. Jednak nie rozpłakałam się. Byłam silna. Sięgnęłam ręką pod łóżko mając nadzieję znaleźć tam to, co ostatnio zostawiłam. TAK! Poczułam buteleczkę i ścisnęłam ją w dłoni. W tym samym czasie Kuba próbował uporać się z moimi majtkami.
- Kochanie? – powiedziałam czuło.
- Tak? – spojrzał się na mnie, a w jego oczach zobaczyłam zadowolenia.
- Wypierdalaj z mojego życia. – powiedziałam stanowczo i psiknęłam mu gazem pieprzowym w oczy.
Zaczął niemiłosiernie krzyczeć. Przekleństwa było pewnie słyszeć w całej okolicy. Korzystając z okazji zepchnęłam go z siebie, złapałam za torebkę i wybiegłam z domu. Nie wiem czy mnie gonił, nawet się nie oglądałam. Szybko wpadłam do samochodu i odjechałam jak najszybciej do Emily. Nie obchodziło mnie to, że jestem niemal naga. Nie czułam bólu. Nie czułam niczego. Stał mi się już całkiem obojętny. W tym czasie zadzwonił mój telefon.
- Halo? – odebrałam.
- Hej Niks, nic ci nie jest? – To Timothy. – W ogóle nie ma cię w domu, nie odpisujesz, nie oddzwaniasz, zacząłem się martwić.
- Hej Tim, nie nic mi nie jest. Po prostu zamieszkałam z koleżanką i zapomniałam telefonu z domu.
- Chwila… dlaczego z nią zamieszkałaś?
- To złożona sprawa.. nic jakoś bardzo wielkiego..
- Może chcesz wyjść na kawę? Pogadamy, wytłumaczysz mi wszystko.
- Jasne. – powiedziałam i pierwszy raz od dłuższego czasu poprawił mi się humor.
- Dziś o 21 w „Makren” ?
- Okok. – powiedziałam.
- To do zobaczenia.
- Pa.
Rozłączył się.
Zaczęłam się zastanawiać, jak to by było, gdybym z nim się związała. Jest słodki, miły, troszczy się o mnie.. Wydaje się być dobry. Kuba też się taki wydawał… chyba nigdy nie zaufam facetowi. Nie umiem. Przyjaźnić się mogę, ale na pewno nie zwiążę się już z nikim. Przynajmniej w najbliższej przyszłości. Jak to możliwe? Jeszcze niedawno Kuba był dla mnie najważniejszy.. To śmieszne, jak ludzie, których kochamy zamieniają się nagle w obce nam osoby. Z jednej strony to dobrze… widocznie będę szczęśliwsza bez niego.. ale z drugiej mamy tyle wspomnień… tyle mu ofiarowałam, tyle powiedziałam, tyle zmieniłam. I co teraz z tego mam? Zniszczoną psychikę, złamane serce i brak zaufania do świata.
Razem z otwarciem drzwi do mieszkania Emily moje myśli się ulotniły. Nie byłam w stanie pohamować łez, gdy zobaczyłam jak Emily śpi wtulona w Petera. Tak słodko wyglądali.. tak szczęśliwie. Oby jej nie skrzywdził. Chyba bym mu urwała jaja. Jeszcze niedawno też byłam w niebie. Jeszcze niedawno wszystko było piękne. Jeszcze niedawno życie miało sens. Jeszcze niedawno miałam jakieś pozytywne uczucia. Jeszcze niedawno… Właśnie.. NIEDAWNO. Czas przeszły. Czas zapomnieć.
Jednocześnie byłam wdzięczna, że spią. Nie musieli mnie oglądać w takim stanie.
Weszłam do pokoju, by się przygotować. Spojrzałam w lustro. Nie było najgorzej. Jak na kobietę, która prawie została zgwałcona przez byłego, chorego psychicznie faceta wyglądałam w miarę ok. Odświeżyłam się, przebrałam i już musiałam wychodzić. Gdy wyszłam z mieszkania, nadal spali, więc wysłałam Em smsa, że wszystko w porządku i  wychodzę z Labem. Dojechałam, idealnie, w pół godziny. Tim już czekał przed drzwiami.
- Wszystko w porządku? – spytał zmartwiony analizując mój wygląd od góry do dołu.
Chyba wyglądam gorzej niż myślałam.
- Tak, dlaczego pytasz?
- Wiesz.. nie chcę być niemiły, ale nie wyglądasz najlepiej. To znaczy, pięknie jak zawsze, ale widać że coś cię trapi..
- Nie jest najgorzej. – wymusiłam uśmiech.
- Może wejdźmy do środka? Tam porozmawiamy.
- Dobrze. – powiedziałam.
Weszliśmy i skierowaliśmy się do naszego ulubionego stolika, zamówiliśmy to co zawsze i zaczął się wywiad.
- Co się stało?
- Nic wielkiego, po prostu mam małe problemy. Jak każdy.
- Mi możesz opowiedzieć.. może jakoś pomogę. – zaoferował się.
- Niestety, nikt nie może mi już pomóc.
- Co jest? Proszę, powiedz mi, naprawdę się martwię. Rodzina? Kuba?
Na ostatnie słowo wbiłam wzrok w paznokcie.
- Kuba? – powtórzył
- Tak..
- Co zrobił? Ja go kiedyś zabije. – warknął.
- W sumie ucieszyłabym się.
- Co ten skurwiel zrobił?
- Ja.. ja zaszłam w ciążę…
Timothy otworzył szerzej oczy.
- Dowiedziałam się zaraz po tym, jak wrócił.. krótko mówiąc, stwierdził, że go zdradzam. Oszalał, zaczął ćpać, kilka razy mnie pobił, zrobił się niebezpieczny., dlatego się wyprowadziłam. Dzisiaj prawie mnie zgwałcił..
- Jak to? Co ty dzisiaj z nim robiłaś?
- Chciałam to jakoś ugodowo zakończyć.. wszystko było dobrze, dopóki nie odmówiłam mu seksu.
- Ale nic ci nie zrobił? – spytał, a w jego głosie słyszałam furię.
- Niee, tylko troszkę pobił.
- CO?! JAK GO DORWĘ..
- Ciiiszeeej. – przerwałam mu. – Nie wybuchaj w miejscu publicznym, proszę.
- Niks, ja go zastrzelę.
- Nie musisz. On już przegrał życie. Stoczył się.
- On ci może coś zrobić.
Na te słowa drzwi do restauracji otworzyły się z hukiem. Stanął w nich nikt inny, niż sam Kuba.




_____________________________________________________________
tak, wiem, wreszcie. baaaardzooooo przepraszam za to, że tak długo nic nie dodawałam, teraz już NAPRAWDĘ będą częściej. przynajmniej raz w tygodniu. mam nadzieję, że ktoś o tym blogu jeszcze pamięta. : )

love, N. xx

sobota, 14 września 2013

XLIII

Najpierw pragnę OGROMNIE przeprosić, wena całkowicie mnie opuściła, na dobre kilka miesięcy... lecz teraz powróciła i mam nadzieję, że dam radę dodawać rozdziały częściej, pomimo szkoły.
kisski : **





Cały czas myślałam co zrobić. Nie mogłam przecież wrócić do domu i udawać, że nic się nie stało. Jeśli dragi nadal go trzymały, to będzie bardziej nieprzewidywalny niż zawsze. Nie miałam pojęcia co zrobić. Byłam tak przejęta, że nawet nie zwracałam uwagi na dziwne spojrzenia rzucane w moją stronę. Wrócić do domu czy nie? Może spokojnie z nim porozmawiam? Może dam radę? Nic nie powiedziałam Emily, nawet nie musiałabym się pytać, zakazałaby mi wracać. Wrócę, spróbuję, może coś da. Najwyżej ucieknę. Ucieknę z własnego domu… Jak jakieś jebane „Trudne Sprawy”.
Gdy wreszcie i niestety nadeszła godzina powrotu, byłam zestresowana i wystraszona jak nigdy. Ale też zdeterminowana. Dam radę, jakoś skończę ten koszmar… który niedawno był rajem. Jak to możliwe? Żeby uczucia tak szybko wyparowały? Całą drogę powrotną zastanawiałam się, czy go kocham, czy nie. Nie byłam pewna… Nie miałam ochoty go przytulić, pocałować, nawet go widzieć. Wysiadając miałam coraz więcej wątpliwości. Weszłam pewnie do domu. Cisza. Kompletna cisza.
- Kuba? – jęknęłam cicho.
Nic.
- Kuba? – już głośniej.
Zaczęłam chodzić po pokojach, nic. Weszłam na górę. Też nic. Zeszłam na dół, nadal nic, zeszłam do piwnicy, ciągle nic. Już miałam wychodzić, skierowałam się w stronę drzwi, gdy nagle otworzyły się z hukiem. W wejściu stanął Kuba. Stanął… ledwo co.
- Przyszłaś.. – jęknął.
- Tak. – powiedziałam. – Co ci jest?
- Mi? – udał zdziwienie. – Mi nic nie jest. To tobie coś odpierdala cały czas.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Jak możesz iść gdzieś sobie na tydzień i nic mi nie powiedzieć?  Jeszcze zostawić telefon w domu? Czy całkiem cię pojebało? Co to wszystko ma znaczyć? – jego głos brzmiał głośniej z każdym wypowiedzianym zdaniem.
- Uspokój się..  usiądź, nie wiem, najpierw wejdź.
-  Nie uspokajaj mnie. – warknął. – Po chuj mam wchodzić? Miałaś mnie w dupie przez tydzień, nagle ci się odmieniło?!
- Musiałam przemyśleć dużo spraw… nie pamiętasz co mi zrobiłeś? – spytałam z goryczą.
Spuścił wzrok.
- Pamiętasz? Czy nie?
- Pamiętam… - powiedział cicho.
- Bałam się ciebie. Nie chciałam przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu, w jednym budynku. Musiałam od ciebie odpocząć. To normalne..
- NORMALNE? – przerwał mi. – TO JA PO JEDNYM DNIU ZA TOBĄ TĘSKNIE! A TY NAWET..
- Posłuchaj. – tym razem ja mu przerwałam. – Chcę normalnie, na spokojnie porozmawiać o tym co się zdarzyło, a wrzeszcząc na mnie, bardzo nie zachęcasz.
Zamknął oczy, jakby chciał się uspokoić.
- Dobrze. – powiedział cicho, ku memu zdziwieniu.
- Więc wejdziesz?
- Ok.
Wszedł i usiadł przy stole, a ja naprzeciwko niego.
- Najpierw powiedz, co dziś brałeś.
- Ja nic..
- Widzę przecież, nie okłamuj mnie. – przerwałam mu.
- Tylko trochę… to nie było dużo.
- Od kogo?
- Od tego co zawsze.
- Dlaczego do tego wróciłeś? – jęknęłam.
- Nie wiem.. byłem tak wkurwiony… tak zły.. miałem ochotę coś zrobić, nie tobie, na siebie byłem zły. Miałem ochotę coś rozjebać. Stwierdziłem, że jak wezmę trochę amfy… to się zrelaksuję… ale chyba nie pomogło.
- No raczej…
- Ale teraz żałuję. Miałem do tego nie wracać… obiecałem..
- Dużo rzeczy obiecywałeś, dużo mówiłeś…
- Wiem.. ale posłuchaj.. – złapał mnie za rękę. – Wtedy, gdy nie widziałem cię przez tydzień.. martwiłem się i naprawdę żałowałem tego co zrobiłem. Tak cholernie żałowałem… Przepraszam. Naprawdę przepraszam z całego serca. Bałem się, że odeszłaś.. a ja cię kocham. Kocham cię, rozumiesz? Widzisz w jakim jestem stanie, gdy cię nie ma? Jeszcze gdy nam się nie układa? Tak nie może być. Ja nie umiem tak żyć.
W tym momencie zrobiło mi się głupio. Jak ma to teraz skończyć? No jak?
- Przesadzasz.. nie mów tak. – jęknęłam. – To jest za szybko. Wszystko zrobiliśmy za szybko. Musimy zdecydowanie zwolnić. – powiedziałam spokojnie.
- Co? – spytał zdziwiony. – Jak zwolnić? Niby jak?
- No nie możemy spędzać ze sobą każdej sekundy… Musimy nauczyć się funkcjonować bez siebie nawzajem. Wtedy jak wyjechałeś.. nawet nie wiesz jak ciężko mi było… a przecież te trzy miesiące.. to więcej niż się wtedy znaliśmy. Nie widziałam cię, nie miałam przy sobie  przez większość naszego związku.. rozumiesz?
- Wiem, ale..
- To nie jest normalne. – nie dałam mu dokończyć. – Dlatego musimy zwolnić. Spędzać więcej czasu oddzielnie. Trochę od siebie odpocząć…
- Chcesz to skończyć?! – warknął.
- Nieee. Boże, nie, uspokój się. Po prostu będziemy się spotykać raz na dzień lub dwa. Po prostu rzadziej.
- Kurwa, Monika, jesteś w ciąży. Już, stało się, coś, o co najbardziej się bałaś. Teraz nie masz się czego bać.
- Mam. Jesteś nieprzewidywalny. Niebezpieczny. W jednej chwili jesteś słodki, zaraz później mnie bijesz. Boję się już nie tylko o siebie… boję się też o dziecko.
- Nic wam nie zrobię. Przecież wiesz…
- Wiedziałam to kiedyś.. ale stopniowo udowadniałeś mi, że możesz mi zrobić wszystko. Przestałam już czuć, rozumiesz? Pozbyłam się uczuć. Nic nie czuję. Nic. Zraniłeś mnie w każdy możliwy sposób. I mówiąc przepraszam lub że mnie kochasz, nic nie zdziałasz.
 - Ale.. ja wiem. Wiem, że zrobiłem tyle rzeczy źle. – niemal płakał.  – Już tak nie zrobię, obiecuję. Kocham cię, dopiero teraz zrozumiałem, jak cię zraniłem.
- Ty chyba nie rozumiesz… - powiedziałam. – Weź ten talerz. – podałam mu talerz ze stołu. – Rzuć nim o podłogę. – Zrobił co mu kazałam. – Teraz przeproś.
- Kogo?  - spytał zdziwiony.
- Przeproś talerz, za to, że go rozbiłeś.
- Yy… przepraszam, talerzu. – powiedział niepewnie, nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
- Czy talerz powrócił do pierwotnego stanu? Naprawiłeś ten talerz?
- Nie..
- Już rozumiesz? Twoje przepraszam znaczy niewiele. Przepraszałeś mnie już tyle razy.. już ci nie wierzę.
- Monika.. przestań.
- Nie. Już zaczęłam, więc skończę. Nic już nie czuję. Nic. Zrobiłeś ze mnie wrak człowieka. Coś, co nikomu się nie udało. Może tego po mnie nie widać. Jestem silna. Ale..
- Nie kochasz mnie już?
Nic nie odpowiedziałam.
Spojrzałam na mnie ze smutkiem i złością.
- To nie jest dobry moment na rozmowę. Porozmawiamy jutro, gdy nie będziesz już na dragach. – powiedziałam.
- Nie będzie żadnego jutra.. – powiedział jak przez sen. – Żadnego jutra. – wstał.
- Jak to nie?
- Ani dla mnie, ani dla ciebie. – wsadził rękę do kieszeni.
- Kuba, czy ty…?
- Jeśli ja cię nie będę miał, to nikt inny nie będzie cię miał..
Dragi dają o sobie znać. Szybko wstałam i podeszłam do niego i złapałam jego twarz w swoje dłonie. Spojrzałam mu w oczy.
- O czym ty mówisz? Jak to nie będziesz mnie miał?
- Jeśli chcesz to skończyć, to skończymy to raz na zawsze.
- Kuba, ja nie chcę nic kończyć. – powiedziałam spokojnie.
- Nie? – spytał z nadzieją małego dziecka.
- Nie. – powiedziałam uspokajająco.
- Śpijmy dziś ze sobą. Co ty na to?
- Mieliśmy nauczyć się funkcjonować bez siebie nawzajem…
- A spanie ze sobą w czymś przeszkadza? Nie widzieliśmy się przez tydzień.. nie dotykaliśmy się dłużej. – Nagle otworzył szerzej oczy. – CHCĘ CIĘ DOTKNĄĆ. – podkreślił każdą sylabę, brzmiał jak nałogowy palacz na głodzie nikotynowym.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo przycisnął mnie do siebie. Tak mocno, że ugięły mi się nogi w kolanach.
- Kuba… - wydukałam. – Miażdżysz mnie.
- Przepraszam. – szepnął i mnie puścił. – Ale stęskniłem się. Tak kurewsko bardzo. A ty nie masz ochoty mnie dotknąć.
Byłam zdziwiona.. Nigdy nie mówił mi wprost tego co czuje. A teraz? Jest taki szczery… nie widziałam jak się zachować.
- Przytul mnie. Tak jak zawsze. – powiedział nagle.
Nie wiedziałam co zrobić. Nie mogłam udawać, że wszystko jest dobrze.. że wszystko jest tak jak dawniej. Bo NIC nie było dobrze. Spojrzałam na niego. Patrzył się na mnie z oczekiwaniem i nadzieją. W jego oczach zobaczyłam coś, co kazało mi to zrobić. Usiadłam mu na kolanach, oplotłam nogami w pasie, zarzuciłam ręce na szyje, tak by oparł głowę na mojej klatce piersiowej. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę. Może jednak jest jakaś szansa? Może nadal coś do niego czuję? To jest tak skomplikowane… Tak trudne.
- Wystarczy. – powiedziałam.
Było późno, miałam późniejszą zmianę, byłam zmęczona.
- Nie. – przycisnął mnie mocniej.
- Chcę spać. Miałam zajęcia na rano, a pracę skończyłam późno.
- Dooobrzeee. – jęknął w końcu.
Nawet nie zdążyłam zabrać nóg, wstając podniósł mnie i zaniósł na górę. Wszedł do sypialni i delikatnie położył na łóżko. Zaczął powoli mnie rozbierać, całował każdą część ciała. Przykrył mnie kołdrą, sam się rozebrał i położył obok mnie. Objął i przyciągnął do siebie tak jak zawsze. Przez chwilę czułam się jak kiedyś. Gdy było dobrze, normalnie, gdy nie wyobrażałam sobie nawet, że coś może pójść nie tak. W pewnym momencie odgarnął włosy z mojej szyi i zaczął ją całować. Cholera, zna moje czułe punkty i raczej nie odpuści.
- Kuba… - jęknęłam. – Nie.
- Wiem, że tego chcesz. Nie aż tak jak ja, ale chcesz.
Jaka była prawda? Miał rację. Cholernie go pragnęłam. Ale tego idealnego Kubę. Tego, jaki udawał, że jest.
- Nie. To nie jest najlepszy pomysł.
- Ale jednak dobry.
- Nie..
Przerwał mi pocałunkiem.


czwartek, 15 sierpnia 2013

XLII

przepraszam, wena totalnie mnie opuściła... pustki w głowie, totalne pustki...


- GDZIE ONA JEST?! GDZIE JEST TA SZMATA?! – krzyczał Kuba, który był trzymany przez ochroniarzy.
Stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam co robić. W końcu mnie zauważył.
- TU JESTEŚ DZIWKO. – syknął i jakimś cudem wyrwał się ochroniarzom.
Spojrzałam na niego. Mignęło mi coś w jego ręce. Cholera, miał pistolet. Stwierdziłam, że zaryzykuję. Stanęłam i nawet nie drgnęłam. Uśmiechnął się do mnie. Nie ze złością. Normalnie się uśmiechnął, jakby nic się nie stało. Ale ja wiedziałam, że w jego głowie dzieje się coś innego. Nie wiem czy złość mu przeszła, gdy zobaczył, że się go nie boję, nie wiem co się stało.
- Coś się stało? – spytałam jakby to był normalny dzień, jakby przyszedł w odwiedziny. Taka była moja taktyka.
- Nic wielkiego. – wzruszył ramionami. Podszedł bliżej i mnie przytulił.
Zdziwiłam się, ale normalnie go przytuliłam. Dlaczego on to zrobił? Niech tego nie robi. Nie mogę go przytulać. Muszę się zdystansować. Przez jego ramię zobaczyłam, że biegnie dodatkowa ochrona. Pokazałam im, żeby nic nie robili. Prawie wszyscy się zbiegli. Na szczęście mnie posłuchali i zatrzymali się.
- Nie możesz tu przychodzić z bronią. – zaczęłam mu tłumaczyć jak małemu dziecku, wiedziałam, że jest chory. – Chciałeś komuś zrobić krzywdę? – spojrzałam mu w oczy.
Odwrócił wzrok.
- Chciałeś? –spytałam jeszcze raz.
- Tak. – powiedział tak cicho, że ledwo usłyszałam.
- Komu?
Nic nie powiedział.
- Nie możesz ludziom robić krzywdy.
Spojrzałam mu jeszcze raz w oczy. Miał zwężone źrenice. Kuźwa, był naćpany.
- Ale… - powiedział sennie.
- Nie możesz. – przerwałam mu. – To nie jest w porządku.
- Dobrze. To chodź do domu.
- Nie mogę, jestem w pracy.
- Jesteś w pracy od tygodnia. – warknął.
Uspokój się, uspokój się.
- Niestety, taką mam pracę.
- Przecież mogłaś zadzwonić, cały tydzień czekam aż przyjdziesz.
Muszę zmienić zamki.
- Wiem. Ale to nie powód, żeby robić takie rzeczy.. Zobacz ilu ludzi musiało tu przyjść.
Rozejrzał się dziko po Sali. Zacisnął palce na pistolecie.
- Musisz teraz iść spokojnie do domu. Wypuszczą cię, ale więcej tu nie przychodź, bo źle to się skończy.
- Wrócisz dziś do domu? – spytał z nadzieją
- Tak.
- Dobrze, będę czekał. Inaczej znowu tu przyjdę i wszyscy pożałują.
Przełknęłam ślinę.
- Pa.
- Pa, kocham cię. – powiedział i mnie przytulił.

Co to było do jasnej cholery? On normalnie wyszedł, a wzrok wszystkich skupił się na mnie. Boże… To będzie trudniejsze niż myślałam..

niedziela, 4 sierpnia 2013

XLI

tak, pewnie się wkurzacie, ale nie miałam internetu. przepraszam. ;c



- To nie jest możliwe. Inaczej nie byłabym w ciąży. – powiedziałam spokojnie.
- Ze mną nie. – warknął. – Wiedziałem, wy wszystkie suki jesteście takie same.
- Przestań.. – jęknęłam.’
- Z kim? – warknął. – Pewnie z tym pedałkiem, Harrym. Chociaż nie, tak naprawdę to podrywałaś każdego, pewnie sama nie wiesz kto jest ojcem. – prychnął. – Nick, Timothy, całe One Direction w sumie, Josh, John…
Zrobiłam się wściekła i smutna w jednej chwili. Jak on może w ogóle tak o mnie myśleć?
- Wiem, że jesteś wściekły… ale nie mów takich rzeczy… - jęknęłam.
- Prawda boli, czyż nie? – spojrzał na mnie drwiąco.
- Tak. Boli, że przez chwilę mogło ci przejść przez myśl coś takiego..
- Prawda, szmato, sama prawda.
Pokręciłam głową.
- CO KRĘCISZ GŁOWĄ?! Nie potrafisz nawet przyznać się do tego co zrobiłaś?! – wybuchł.
- KRĘCĘ, BO MOGĘ! Potrafię! Przyznam, że źle wybrałam! Tylu fajnych chłopaków…
- CZYŻBY?! TO I TAK NIE TŁUMACZY TWOJEJ ZDRADY! – wyrzucił ręce w powietrze i odszedł od stołu.
Ja nadal siedziałam. Nie miałam zamiaru wstawać. Nadal piłam miętę.
- NAWET SIĘ NIE BRONISZ?! – wybuchł.
- Po co? Jesteś wściekły i na razie mi nie uwierzysz. – wzruszyłam ramionami. – Niepotrzebnie się zdenerwuję. Tobie też radzę na chwilę się uspokoić.
- NIE BĘDZIESZ MI TU, KURWA, RAD DAWAŁA!
- Jak wolisz.
Stał naprzeciwko mojego krzesła i patrzył na mnie z nienawiścią i pogardą. Był to chyba najgorszy widok w moim życiu. Osoba, którą kochasz, nienawidzi cię za coś, czego nie zrobiłaś. Bałam się uśmiechnąć. Nawet nie miałam ochoty. Chciałam mu jakoś udowodnić, że źle myśli… ale nie miałam jak.
- Poczekaj aż urodzi się dziecko, zrobisz test i zobaczysz, że jest twoje.
- Na pewno. Pewnie z lekarzami też masz jakieś układy, podrobią wyniki. – warknął.
Otworzyłam szerzej oczy.
- Oszalałeś.
Zachował się jak chory psychicznie człowiek. Pierwszy raz widziałam go takiego. Podejrzewał mnie o wszystko co najgorsze. Wstałam i podeszłam do niego.
- Uspokój się. Dobrze wiesz, że nie zdradziłam cię.
Chciałam go przytulić, ale on agresywnie mnie odepchnął.
- Jestem, kurwa, bezpłodny! TO NIE JEST MOŻLIWE, ROZUMIESZ?!
- Rozumiem, ale naprawdę cię nie zdradziłam, więc nie jest możliwym…
Przerwał mi uderzając mnie w twarz.
- Przestań kłamać, zakłamana dziwko! Po co w to brniesz?! NIE MOŻESZ BYĆ ZE MNĄ W CIĄŻY! PO CO CHCESZ, ŻEBYM CI UWIERZYŁ?! IDŹ DO TEGO, Z KTÓRYM TO DZIECKO ZROBIŁAŚ!
Łzy naszły mi do oczu. Nie wiedziałam co mam zrobić. Tak bardzo go kochałam.. nawet po tym co dzisiaj powiedział i zrobił. Nie chcę żyć bez niego.
- Chcesz pieniędzy? – syknął. – Czego ty ode mnie chcesz?!
- Chcę tylko ciebie… - powiedziałam cicho.
-NIE ZACZYNAJ TYCH SWOICH GIEREK! ZNOWU SŁODZIUTKA I MILUTKA?! NIE NABIORĘ SIĘ JUŻ NA TO!
- Kuba… - szepnęłam i dotknęłam jego ramienia.
- NIE DOTYKAJ MNIE! – uderzył mnie jeszcze raz. Tym razem tak mocno, że straciłam równowagę.
Spojrzałam na niego z niechęcią.
- Wyjdź z mojego domu. – warknęłam.
- NIGDZIE NIE PÓJDĘ, DOPÓKI NIE PRZEPROSISZ.
- NIE MAM ZA CO PRZEPRASZAĆ, IDOTO! – krzyknęłam.- NIE CHCESZ, TO NIE WIERZ, PO PROSTU SOBIE IDŹ, ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!
- JAK MNIE NAZWAŁAŚ?!
- SŁYSZAŁEŚ! – przekrzyknęłam go.
- Głupia zdzira. – syknął i mnie kopnął.
Zastygłam ze zdziwienia.
- Czy ty właśnie…
- Co? – uśmiechnął się, jakby sprawiało mu to przyjemność.
- Wiesz co…
Kopnął mnie jeszcze raz.
- To?
Zamknęłam oczy z bólu. Zrobił to jeszcze raz.
- TO ? NIE LUBISZ TEGO DZIWKO?!
- Wyjdź stąd. – syknęłam. – WYNOCHA, ALE JUŻ! – wydarłam się na pół Londynu.
Zaśmiał się choro.
- Nigdzie nie pójdę. Dostaniesz to, na co zasłużyłaś.
Wystraszyłam się.  Jeżeli chciał mi jeszcze coś zrobić…
- Po prostu idź sobie. – jęknęłam błagalnie.
- Co? Silna Monika nie może sobie poradzić z mężczyzną? Gdzie twoje umiejętności samoobrony? – prychnął.
Nie mogłam się ruszyć. Byłam obolała. Już miałam coś powiedzieć, gdy usłyszałam znany mi głos.
- Monika? Wszystko ok? – to Emily.
Weszła i zobaczyła nas. Otworzyła szerzej oczy i zesztywniała. Z boku musiało to wyglądać naprawdę źle.
- Co on ci zrobił? – wysyczała przez zęby.
- To na co zasługuje. – zaśmiał się Kuba.
Spojrzała na niego z obrzydzeniem. Odwróciła się i wyszła.
- Fajna koleżanka. Fajne ma cycki. – uśmiechnął się do mnie.
Ja tylko spojrzałam na niego i zastanawiałam się jak mogłam go kochać. Nie kochałam go, kochałam tylko jego dobrą stronę. Ukrył przede mną tą złą. Myślałam, że jej nie ma.. a tu niespodzianka! Jednak jest. W tym momencie chciałam tylko, żeby wyszedł. Nagle drzwi trzasnęły i Emily znowu przyszła.
- Wychodzisz zanim doliczę do trzech… Inaczej załatwimy to inaczej.
Kuba tylko prychnął.
- Ciekawe.
- Raz.. – uśmiechnął się. – Dwa.. – skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Trzy. – przeniósł ciężar ciała na lewą nogę.
- I co teraz? – uśmiechnął się.
- Chodźcie! – skierowała się do drzwi.
Weszło z 6 – 7 facetów. Peter, Josh, Marco, Travis, Ray i kilkoro mi nieznajomych. Od razu podeszli do niego i podnieśli. Kuba próbował się wyrwać. Ale ja już nie rejestrowałam nic. Łzy zaczęły mi spływać po twarzy.  Poczułam ręce oplatające mnie mocno. Spojrzałam, jak Kuba próbował się wyrwać. W końcu Peter nie wytrzymał i uderzył go w twarz. Odwróciłam wzrok. Nie chciałam na to patrzeć. Udało im się go stąd zabrać. Po jakiejś chwili Emily zapytała:
- Może chcesz żebym tu z tobą została? Albo lepiej, chodź do mnie.
- Nie trzeba. Nic mi nie jest, nie chcę wam zawracać du..
- Nawet mnie nie denerwuj. – przerwała mi. – Idziesz z nami.
- Posłuchaj to naprawdę nie jest potrzebne.
- Jest. Nie czujesz się dobrze, nie jesteś bezpieczna, on może tu w każdej chwili wrócić.
- Nic mi nie zrobi..
- Właśnie widziałam. Odbiło mu. Idź na górę i weź potrzebne rzeczy, ja tu poczekam.
Stwierdziłam, że nie ma sensu się z nią kłócić i tak będę musiała w końcu do niej jechać. Wstałam i poszłam na górę po rzeczy. Po jakichś 20 minutach już schodziłam. Zatrzymałam się na schodach słysząc Petera.
- Posłuchaj, jemu odpierdoliło totalnie, trzeba go zamknąć, zabić, wywieźć, cokolwiek, byle tylko nie mógł się do niej zbliżyć.
- Co? Nie przesadzaj.. – odpowiedziała Em.
- Nie przesadzam. Powiedział, że zabije ją, tego faceta i dziecko.
- Czekaj.. jakiego faceta? Jakie dziecko? – usłyszałam ogromne zdziwienie w jej głosie.
- Nie wiem. Ale ona musi stąd jak najszybciej wyjechać..
- Nie może. – przerwała mu. – Ma tu pracę, uczelnie, jej życie się tutaj odbywa. Nie może wszystkiego rzucić i odjechać.
- Trzeba go jakoś załatwić..
Nie miałam ochoty tego dalej słuchać. Tupnęłam, żeby wiedzieli, że idę i zeszłam na dół. Od razu zmienili temat na jakieś głupoty.
- I co, gotowa? – spytał Peter.
- Ta. – mruknęłam.
- No to jedziemy. – uśmiechnął się.
Wymusiłam coś na uśmiech. Widziałam współczuje w ich oczach. Nie było to potrzebne. Nie czułam bólu, gniewu, smutku, rozczarowania, żalu. Nie czułam niczego. Byłam bez uczuć, wyparowały gdzieś. Nie przeszkadzało mi to. Wolę nic nie czuć niż płakać. Po jakiejś godzinie byliśmy na miejscu. Emily mieszkała po drugiej stronie Londynu. Weszliśmy do środka, a Peter poszedł pod prysznic.
- Chcesz coś jeść? – spytała.
Niedobrze nu się zrobiło na myśl o jedzeniu.
- Nie, dzięki. – odmówiłam.
- Musisz coś jeść. Co dzisiaj jadłaś?
- Nie pamiętam. Śniadanie,  lunch… i w międzyczasie coś jadłam.
- To nie dużo.
- Naprawdę nie jestem głodna. – zapewniłam ją.
- A boli cię coś? W ogóle dlaczego zaczął wariować? Coś się stało?
- Nie, nic mnie nie boli. – nie byłam pewna, czy powiedzieć jej, że jestem w ciąży. – Stało się coś.. raczej ktoś..
- Zdradził cię? Ty jego raczej nie..
- Nie, nie o to chodzi… Ja… po prostu jestem w ciąży.
- I dlatego wybuchł? – zdziwiła się. – Przecież dużo osób zachodzi w ciążę, jesteście dorośli, sporo zarabiacie…
- Wiem to. On mówi, że jest bezpłodny… ale przecież to niemożliwe. Nie zdradziłam go, tylko z nim uprawiałam seks. Nie jest możliwym, żeby ktoś inny był ojcem.
- Cholera… - jęknęła. – Nie wierzy ci.. a takie rzeczy się zdarzają. Znam dziewczynę, która była bezpłodna i zaszła w ciąży. Takie wyjątki się zdarzają.
- Wiem, właśnie wiem… ale on mi nie wierzy. Myśli, że go zdradziłam. Pojebało go. Myśli teraz, że zdradzam go z każdym.
- On cały czas musiał być taki. On to ukrywał… - syknęła.
- Nie ukrywał… nie chciał mnie zranić… panował nad tym. Nigdy mnie nie bił. Kilka razy tylko dostałam w twarz. Kończyło się na krzyku. No i bił się też z chłopakami, ale nie ze mną.
- No prawie każdy facet bił się z innym facetem, to nie jest złe. Ale ciebie nie miał prawa uderzyć. Mam gdzieś czy w twarz, czy nie, mocno, czy nie, nawet jeśli bardzo go wkurwiłaś, nie ma prawa.
- Niby nie, ale kilka razy poważnie go wyprowadziłam z równowagi i..
- Nawet nie waż mi się tak myśleć! – przerwała mi. – Jak możesz zwalać to na siebie?! NIE MIAŁ PRAWA! ŻADEN MĘŻCZYZNA NIE MA PRAWA UDERZYĆ KOBIETY.
- Wiem, masz rację.. ale ja już nie wiem co mam myśleć… Nie wiem czemu biorę całą winę na siebie. Kocham go, próbuję go usprawiedliwić.
- To źle. Nie możesz go usprawiedliwiać.
- Wiem..
- Jestem z tobą, kochanie. – powiedziała i mocno mnie przytuliła. – Może idź spać? Prześpij się z tym i jutro może będzie lepiej.
- Chyba tak zrobię. Ciekawe czy Peter…
- Co ja? – spytał Peter, który schodził po schodach.
- Nic, nic. Dobranoc. – powiedziałam.
Wzięłam torbę, poszłam na górę, szybko się umyłam i położyłam do łóżka. Chciałam zasnąć, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Myślałam o nim cały czas. To takie popieprzone. Chciałam, żeby odszedł, chciałam żeby mnie zostawił, żeby to się skończyło, ale chciałam, żeby nigdy mnie nie opuszczał, żeby było tak dobrze jak wcześniej. Ale nie mogłam z nim być. On nie był dla mnie dobrze. Powinnam to skończyć dawno temu. Lepiej późno niż wcale. Wiedziałam, że ten związek nie wyjdzie mi na dobre i zamiast nie wplątywać się w to, ja się zadurzyłam jak nigdy wcześniej. Trudno. To musi się skończyć. Nie mogę tak żyć.


***

Minęło kilka dni. Żyłam u Emily i wszystko było w miarę ok. Niby nie spałam po nocach, ale po Kubie nie było ani śladu. Mimo tego wszystkiego, ciągle się za nim oglądałam. Nie chciałam tego robić, ale nie mogłam inaczej. Nigdzie go nie było i w sumie lepiej dla mnie. Właśnie skończyłam audycję, gdy usłyszałam jakieś zamieszanie. Poszłam zobaczyć co się dzieje i to co zobaczyłam całkowicie mnie przeraziło.