- Co ty tu robisz? - spytałam zaskoczona.
Kuba stał i wpatrywał się we mnie.
- Woww... dobrze wyglądasz. - powiedział lustrując mnie.
Spojrzałam na niego. Miał rozczochrane włosy i pomiętą koszulkę, ale nadal wyglądał seksownie. Jak on to robi?
- Ty też. - odpowiedziałam.
Roześmiał się.
- Serio? Dopiero wstałem z łóżka.
Spał?
- I przyszedłeś do mnie?
- Tak.. widzisz.. nie wszystko jest dla mnie jasne...
- Możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? - przerwałam mu.
Spojrzałam na zegarek. Tim zaraz po mnie przyjedzie.
- Aaaa... jesteś umówiona. Całkiem szybko.
- Słucham?
- No cóż, wyjdziemy jutro na kawę, wpadnę po ciebie o 17. Pogadamy o tym i tamtym.
- Jest tylko mały problem, bo nie pijam kawy.
- To na herbatę. - warknął. - Pa.
Wyszedł. Co to było? Wszedł kazał mi iść z nim na kawę ( lub herbatę ) i wyszedł. To nawet nie wyglądało jak dialog. To było dziwne. Ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chcę myśleć o Kubie. Chcę zapomnieć, że mi na nim zależy. Znowu nabrać dystansu. Poszłam otworzyć drzwi.
- Hej. - powiedział Tim.
- Cześć. - odpowiedziałam.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Hmm.. nie. - powiedział uśmiechając się.
- No ok.. a jeśli bym zrezygnowała? - spytałam.
- To byś żałowała.
- Tak mówisz?
- Mhmm..
- No dobra.
Wsiedliśmy do samochodu. Jechaliśmy bez słowa. Co on planował? Nie mam pojęcia. Nic nie wpadło mi do głowy.
- Powiedz, jakiej muzyki słuchasz? - wyrwał mnie z rozmyślań.
- Hmm.. mój gust muzyczny jest tak bardzo zróżnicowany... Zaczynając od Beyonce, przez One Direction do Rolling Stones'ów. A co?
- Rapu słuchasz?
- Oczywiście. Z Brytyjskich raperów przodujecie ty i Tinie Tempah.
- Miło mi to słyszeć.
- Nie powiesz gdzie jedziemy?
- Nie.
- Ughhhh....
Uśmiechnął się. Ja wyjrzałam przez okno. Wjeżdżaliśmy do centrum miasta. Gdzie on mnie zabieraa? Jestem jak małe dziecko.
- Już. Wysiadamy.
Rozejrzałam się. Jakaś duża hala przed nami. Weszliśmy do środka. Korytarz. Długi korytarz. Przeszliśmy cały i weszliśmy w drzwi po prawej stronie. Zobaczyłam ogromną salę. W oczy rzuciła mi się scena. A na niej Tinie Tempah.
- Trzeba to powtórzyć. - powiedział do kogoś.
- O.MÓJ.BOŻE. - tyle udało mi się wydusić.
Lab się uśmiechnął.
- Ooo wreszcie jesteś! - krzyknął Tinie. - Musimy ćwiczyć na ten festiwal. A co to za młoda dama?
Roześmiałam się.
- Bez przesady, taka młoda to ja nie jestem. Monika, miło mi.
- Tinie..
- Wieeem! Uwielbiam cię! - przerwałam mu. - Przepraszam.. - zrobiło mi się głupio.
- Spoko, przywykłem. - uśmiechnął się.
- Gdzie reszta ludzi? - spytał Tim.
- Backstage. Rozgrzewają się. - odpowiedział Tim.
- Little Mix dopiero za pół godziny przyjedzie.
Little Mix? Perrie? I Jade? I Leigh Anne? I Jess? Super.
- Ale one są przed nami.. ktoś musi zaśpiewać ich piosenkę.
- Ja mogę. - powiedziałam zanim zdążyłam pomyśleć. - To znaczy... znam ich wszystkie piosenki.
- Wystarczą tylko 3. DNA, Wings, How Ya Doin'? bo tylko te mają zaśpiewać. To będzie festiwal. Byłoby super jakbyś zaśpiewała. Musimy robić wszystko zgodnie z grafikiem.
- Tylko, żeby nie było, nie jestem zawodową piosenkarką.
- Spokojnie, to tylko zabawa. - powiedział.
- No okok... - odpowiedziałam.
- Zaczniemy DNA, później Wings, a potem How Ya Doin'?
- Ok.
Wgramoliłam się na scenę, wzięłam mikrofon i usłyszałam pierwsze dźwięki DNA. W co ja się wpakowałam? No dobrze, zabawmy się. Zaczęłam śpiewać, wczułam się jak nigdy. Gdy piosenka się skończyła, otworzyłam oczy i usłyszałam ogromne brawa. Nawet nie wiedziałam, że są zamknięte. Zobaczyłam Beyonce, Jaya- Z, Ritę, Cher Lloyd, Example, Eda Sheerana, One Direction, B.o.B., Kaynego Westa i Little Mix.
- Bo nam jeszcze zgarniesz fuchę! - krzyknęła Perrie.
- No bez przesady... - powiedziałam. Myślałam, że jest tu tylko Lab i Tinie. - Już możecie śpiewać.
- Tak, laski idziemy. - powiedziała Jade.
Wszystkie weszły na scenę i zaczęły występ. Ja pogadałam sobie troszkę z chłopakami, poznałam Cher ( ona jest strasznie kochana ), porozmawiałam z Beyonce i Jayem, później z Kaynem i Ritą. Ogólnie ze wszystkimi. Wreszcie pogadałam z Labem po jego próbie.
- Nie wiedziałem, że ich wszystkich znasz. - powiedział.
- Aa... była kiedyś taka jedna domówka.. no i tak jakoś oni znali kogoś i ja też go znałam i tak wyszło.
- Jak ci się podoba? - spytał.
- Jest super, dziękuję. Nigdy bym się nie spodziewała, że zabierzesz mnie tutaj. Uwielbiam ich wszystkich. Uwielbiam muzykę.
- A kto nie uwielbia?
- Nie wiem. Są tacy ludzie.
- CZAS NA BEYONCE! - krzyknął ktoś.
-Obejrzymy? - spytałam. - Uwielbiam ją.
- Jasne, też ją kocham.
Zaczęła Grown Woman, później Single Ladies, potem Diva... No właśnie... tak to wyglądało: https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=zCJRp5S25eQ każdy śmiał się tak głośno, a ona dalej kontynuowała. Podziwiam tą kobietę, ja bym stała i się śmiała sama z siebie. A ona dalej tańczyła, dokończyła piosenkę, zaśpiewała Halo i zeszła ze sceny. Kocham ją.
- Co to miało być? To był kompletny brak profesjonalizmu! - krzyknęła.
- Przepraszamy, ale człowiek od świateł źle się poczuł. - ktoś do niej podszedł.
- Mam nadzieję, że nic mu nie jest. - powiedziała zmartwiona.
- Nie, już wszystko w porządku.
- Świetnie. - odpowiedziała.
- CZAS NA RITĘ! - znowu rozległ się głos mężczyzny.
Zrobiła świetny show.
- Nie jesteś głodna? - spytał Lab po 30 minutach.
- Nie.. chociaż.. są tu może sałatki? - spytałam.
- Może być z kurczakiem? - spytał.
- No ba.
Poszliśmy do barku, dał mi sałatkę. Była pyszna. Wróciliśmy i obejrzeliśmy do końca. Wyszliśmy ok. 22.
- Jak ci się podobało? - spytał, gdy wsiedliśmy do samochodu.
- Już mówiłam, że było świetnie. - uśmiechnęłam się. - Dziękuję ci bardzo, nigdy czegoś takiego nie przeżyłam.
- To się cieszę. Tak wygląda większość mojego życia. - powiedział z uśmiechem.
- Zazdroszczę. - powiedziałam. - Chociaż nie mogę narzekać na moje życie.
- No więc nie masz czego zazdrościć. Każde życie jest inne. - powiedział.
- Wiem i cieszę się z tego. Nie wytrzymałabym gdyby wszystko było takie same.
Dojechaliśmy pod mój dom w 15 minut, ciągle rozmawiając. Mogłabym się z nim przyjaźnić, jest przesłodki.
- Jesteśmy. Odprowadzić cię? - spytał.
- Nie trzeba, to tylko przejście przez ulicę.
- Ok.
- Dziękuję za wszystko. Świetnie się bawiłam i zapomniałam o wszystkim. - powiedziałam, przytuliłam go i wyszłam z samochodu. Weszłam do domu i zauważyłam telefon na stole. Jejku, nawet go nie wzięłam. Wzięłam go do ręki i odblokowałam. Dwa nieodebrane połączenia i sms. Od Kuby.
- Przyjdź do mnie, to nie może czekać do jutra.
Spojrzałam na zegarek. 23. Nie tak późno. Wyszłam z powrotem. Już byłam pod jego domem, gdy zauważyłam go. Nie był sam. Zmrużyłam oczy. Był z jakąś dziewczyną. Złapał ją za tyłek, a ona wybuchła śmiechem. CO TO KURWA MA BYĆ?! Zanim zdążyłam pomyśleć, podeszłam do niego i krzyknęłam:
- I TO NIBY JA JESTEM SZYBKA?
- O cześć Moniu. - powiedział.
On jest wstawiony. Spojrzałam na tą głupią laskę. Ona tak samo.
- Lepiej idź do siebie, idiotko. - powiedziałam stanowczo.
- Ja nigdzie..
- JUŻ! - przerwałam jej.
- Ok, nie drzyj się.. Co za baba... - powiedziała i odeszła.
- Co ty kurwa zrobiłaś? - warknął Kuba.
- Pytanie co ty chciałeś zrobić?!
- Poczytać książkę, a jak myślałaś. - roześmiał się.
- Ty dupku... i co chciałeś ze mną omówić? " To nie może czekać do jutra " - roześmiałam się. - Jak dobrze, że cię zostawiłam. Nie jesteś niczego wart.
Złapał mnie mocno za rękę. Cholera.
- Co powiedziałaś? - warknął.
- Nie. Jesteś. Niczego. Wart. - podkreśliłam każde słowo.
Mocniej ścisnął uścisk. Podniósł rękę. Kurwa, on mnie uderzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz