niedziela, 28 kwietnia 2013

XIII

Nie wierzę w to co widzę. To Harry. Co on tu robi?
- Co ty tu robisz w samej bluzce? - spytał Kuba - Chodź po koc, pewnie ci zimno.
Nie ruszyłam się. Cały czas patrzyłam się na Harrego. On na mnie.
- Monika, chodź.
- Przestań monikować! Co on tu robi?
- Kto?
- Nie udawaj głupka! ON! - krzyknęłam wskazując palcem w stronę Harrego.
- Monika, tam nikogo nie ma.
- Możesz przestać robić sobie ze mnie jaja?! On tam stoi. Patrzy się na mnie.
- Chodź pod ten koc. Zrobię ci herbaty czy coś.
Usiadłam na kanapie.Harry do mnie podszedł. Kuba wstawił wodę.
- Masz wybór. Albo on albo ja. - powiedział Harry.
- Co? - spytałam zaskoczona.- Nie możesz!
- Mogę.Jeśli wybierzesz jego, zniknę całkiem z Twojego życia. Jeśli mnie, to będziesz musiała go zostawić. Nie możesz się tak nami bawić.
- Harry, jestem dla mnie bardzo ważny. Jesteś moim przyjacielem. On jest moim chłopakiem. Jak możesz robić coś takiego? - spytałam. Chciało mi się płakać.
- Wybór należy do ciebie. - po tym zaczął się rozpływać.
- HARRY! HARRY NIE! HARRY WRACAJ! - krzyczałam, ale już go nie było.
O CO CHODZI?
- Monika! Monika! - zaczął krzyczeć Kuba. - Monika, obudź się!
Po tych słowach otworzyłam oczy. Wiktoria mną trzęsła.
- Wreszcie, Jezu, ale mnie wystraszyłaś. Dlaczego płaczesz?
Rozejrzałam się wokół. Zaczęłam płakać.
- Monika, co się dzieje? - spytała Wiktoria.
- Nie wiem... nie mam pojęcia. Śniło mi się, że Harry kazał mi wybierać. A ja nie umiem wybrać. Nie potrafię.
- Ale co wybrać?
- Nie umiem... - zaczęłam kręcić głową.
- ALE CO WYBRAĆ?! - krzyknęła Wiki.
- Wybrać któregoś z nich. Nie umiem. Kocham ich obu..
- I dlatego płaczesz? Pojebało cię?
- Bo kazał mi wybierać i się rozpłynął. To było takie rzeczywiste. A ja nie umiem. Jakby mi kazał teraz wybierać nie wybrałabym.
- Spokojnie, nie kazał.
- Która godzina? - spytałam.
- 10:00. Spałaś ok. 5 godzin.
- To mało.
- Troszkę. Ale wystarczy. Chodź na śniadanie.
- Już wszyscy wstali?
- Tak. Zrobiliśmy śniadanie, tak jak ty nam wczoraj.
- To słodkie. - powiedziałam.
Zeszłyśmy na dół. Ładnie pachniało. Spojrzałam na stół. Omlety, banany, nutella, bita śmietana, dżem, marmolada, kolorowa posypka, posypka czekoladowa, polewa karmelowa, truskawki.
- Siadaj szybko. - powiedział Niall. - Czekamy już 10 minut.
Ahh ten idiota już jeść by chciał. Wiktoria skarciła go wzrokiem.
- Nie przejmuj się nim. Mamy nadzieję, że ci posmakuje, tak jak twoje dania nam. - powiedziała El.
- To przesłodkie. - powiedziałam i usiadłam.
Wzięłam omlet, nutellę, kilka plastrów bananów i bitą śmietanę.
Każdy wziął co innego.
- Smacznego! - krzyknęła Danielle.
- Tak smacznego! - odpowiedzieliśmy wszyscy razem.
Wszyscy zaczęliśmy jeść.
- To jest na prawdę dobre - powiedziałam. - Jejku,przepyszne.
- To super. - powiedział Niall.
Całe śniadanie zleciało na śmianiu się. Tak bardzo lubię, gdy oni są przy mnie. Robią to tak rzadko, ale gdy to robią czuję się lepiej. Nie lubię się z nimi rozstawać. Nie znoszę gdy wyjeżdżają.
- Dobra, jestem taka pełna, że nawet tańczyć mi się nie chce.- powiedziała Dan.
- Mi się bez jedzenia nie chce, a co dopiero po jedzeniu. - powiedziała El śmiejąc się.
- WY LENIE! WSTAWAĆ! TAŃCZYMY! - krzyknęłam. - TRZEBA SPALAĆ KALORIE!
- Co? - jęknęła Perrie.
- Chcesz być gruba? Zaraz w trasę ruszasz?
- Niks ma rację. Ruszamy się! - krzyknęła Wiki.
- Ruszamy się? Czyżby "Move Your Body" ? - spytała Dan.
- Dlaczego nie? Jest banalnie proste. - powiedziałam.
- To dajemy! - krzyknął Lou wstając.
Spojrzałyśmy się na niego ze zdziwieniem. Reszta chłopców wstała.
- Pokażmy co umiemy. - powiedział Harry.
- Tak! - krzyknął Niall.
Włączyłam laptopa i teledysk. Ustawiliśmy się.
- Kto robi za Beyonce? - spytałam.
- JA! - krzyknęli wszyscy naraz.
- Ja bym była za Dan. Tańczy najlepiej i ma taki sam kolor skóry. - powiedziała El.
- Ej, ej, ej.. Monika też dobrze tańczy. - powiedziała Danielle.
- Nie, lepiej ty to zrób. - powiedziałam.
- No okok.
Włączyłam. Wszyscy zaczęliśmy tańczyć jak Beyonce. Szło całkiem dobrze dopóki Niall nie zaczął tańczyć irlandzkiego tańca. Wszyscy zaczęli się śmiać, ale nadal starali się tańczyć. Skończyło się na tym, że tańczyliśmy taniec Horana.
- Jezuuu, Dan jak ty dajesz radę... - powiedziała El opadając na kanapę.
- Suń to piękne dupsko dziewojo. - powiedział Lou i położył się obok Eleanor.
Zayn siadł w fotelu a Perrie mu na kolanach. Wiki oparła się o Nialla, Liam obejmował Dan. My z Harrym staliśmy i patrzyliśmy się na siebie.
- Chodź kochanie. - powiedział Harry przesłodzonym głosem i otworzył ramiona.
- Ochhh skarrrrbieeee. - powiedziałam piskliwym głosikiem i rzuciłam się na Harrego.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Jak słodko, każdy zakochany awwwwwww. - powiedział Harry.
Chwilę postaliśmy w uścisku, odeszliśmy od siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Harry beznadziejny z ciebie aktor. - powiedział Louis.
- To prawda. - przyznał się Harry.
- Nie żebym chciała was wyganiać chłopcy, ale macie spotkanie z Simonem za godzinę. - powiedziała Danielle.
- Cholercia, Simon. - powiedział Liam. - Całkiem zapomniałem. Dziękuję kochanie.- pocałował ją.
Rzadko okazywali uczucia przy wszystkich. Dani jest nieśmiała. Liam zresztą trochę też. Strasznie do siebie pasują. Miło się na nich patrzy.
- Dobra chłopaki, musimy się zbierać i ogarniać. - powiedział Liam.
Wszyscy jak na komendę poszli na górę. Zostałyśmy same.
 - Dzięki, że mogli tu zostać. - powiedziała Perrie.- Dzięki temu nie szwędają się za nimi paparazzi i mogą normalnie odpocząć. Jak zwykli ludzie.
- To dobrze na nich działa. - wtrąciła El.
- Przecież to dla mnie przyjemność.- powiedziałam. - Lubię spędzać z wami wszystkimi czas.
- My też cię kochamy Niks.
- Pomyśleć, że 3 lata temu nawet byśmy nie sądziły, że będziemy się znały z kimś takim... - powiedziała Wiktoria.
- Znały? Że będziemy w tak bliskim, intymnym kontakcie! - krzyknęła El.
- Kto w intymnym, ten w intymnym. - powiedziałam ze śmiechem.
- A pamiętacie jak Zayn ciągle krzyczał 'Vas Happenin?!' - spytała Dan. - Jezu, tak miałyśmy tego dość!
- Albo jak Lou łaził z tym sztucznym gołębiem? Udawał, że ten ptak do mnie gada w nocy.
Wspominałyśmy tak przez prawie godzinę. Ciągle się śmiałyśmy. Wreszcie na dół zeszli chłopcy. Danielle musiała iść na próbę.
- Idziemy na zakupy? - spytała Wiki.
- Idźcie.. ja pójdę..
- .. dobra. - przeszkodziła mi Eleanor.- To my bierzemy torebki i idziemy.
Poszły na górę. El dobrze wie, że nie chcę o tym gadać. Nie chcę ich wkurzać. Szczególnie Wiktorii. Czuję, że jeszcze nie wszystko sobie wyjaśniłyśmy. W tym momencie zadzwonił mi telefon.
- Halo? - powiedziałam.
- Hej... - to Kuba. - co byś powiedziała na spotkanie?
- Hej. Dlaczego nie? Z chęcią gdzieś wyjdę.
- To super. Wyjdź przed drzwi.
- Ok... ale nie zdążysz tak szybko przyjść. - powiedziałam i otworzyłam drzwi.
No i tam stał on. Rozłączył się i uśmiechnął w ten jego sposób.
-Cześć. - pocałował mnie w policzek.
- Hej. - odpowiedziałam nieśmiało.
- Wiesz gdzie chciałabyś iść? - spytał mnie.
Wszędzie, byle by z tobą.
- Hmm.. nie wiem... dużo opcji.
- Kino? Pizza? Piknik? Rowery?
- Lubisz jeździć na rowerze? - spytałam.
- Bardzo.
- Hmmm... a co Ty na to żeby pojechać rowerami do otwartego kina i tam zjeść pizzę na kocu? - tak, mądra ja.
Mrugnął z niedowierzaniem.
- Na to bym nie wpadł... Świetny pomysł.
- Dobra, to idź po swój rower, ja wezmę swój, wezmę też koszyk i pojedziemy do pizzerii, potem do kina.
- Ok. Zaraz będę spowrotem.
Poszłam do kuchni po koszyk. Zeszłam do garażu po rower. Wyprowadziłam go  na podwórko, a wtedy wyszły dziewczyny.
- To do zobaczenia Monika! - krzyknęły.
Pomachałam im. Zdążyły zniknąć za zakrętem, gdy przyjechał Kuba.
- Gotowa? - spytał.
- Nie widać? - odpowiedziałam ze śmiechem.
Uśmiechnął się.
- Nie ma to jak odpowiedz przez pytanie. To jedziemy.
- A ja już chciałam płynąć...
Roześmiał się.
- To płyńmy. Skoro tak ci zależy. - odpowiedział.
- Zaraz pójdę po strój kąpielowy, nie mogę przecież pływać w ubraniach...
Zeszłam z roweru i postawiłam go na nóżce. Już szłam w stronę domu, gdy mnie złapał od tyłu i przytulił. Uśmiechnęłam się.
- Chciałam się przebrać. - powiedziałam.
- Nie. Jeszcze się przeziębisz czy coś. - powiedział.
- Ale jest ciepło.
- To co? Proszę cię, żebyś tego nie robiła.
- No ok, ok. Jedziemy?
- Chwila... - powiedział.
Staliśmy tak. Ja nie wiedziałam o co chodzi, ale nadal stałam.
- Wiesz.. to takie dziwne uczucie. Z jednej strony chcę żebyś o mnie zapomniała i znalazła sobie kogoś innego... kogoś, kto jest lepszy... ale z drugiej strony myśl, że mogłabyś być z kimś innym napawa mnie taką złością. Nie wiem co bym wtedy zrobił.
To go wzięło na spowiedź.
- Dlaczego tak myślisz? Wcale nie jesteś złym człowiekem. Musisz po prostu umieć panować nad złością i agresją. Bo to nie jest najlepsze rozwiązanie emocji.
- Staram się.
- Wiem. Widzę. Chodź, jedziemy.
- Dobra.
Wsiadł na rower i pojechaliśmy. Lubię jeździć rowerem. Przyjemne i pożyteczne. Czuję się wtedy wolna, mogę podziwiać przyrodę, myśleć... mogę wszystko.. nic mi nie przeszkadza, nic mnie nie trapi.
- Oddałbym wszystko, żeby wiedzieć o czym tak fantazjujesz. - wyrwał mnie z rozważań Kuba.
Kuba... ładne imię. Zawsze mi się podobało nie wiem czemu.. Dużo chłopaków, którzy mi się podobali mieli tak na imię. Pamiętam w liceum tak mi się taki Kuba podobał... ale byłam wtedy zbyt nieśmiała żeby podejść i zagadać. Bałam się, że powie swoim kumplom, a oni będą się śmiać.
- A o tak sobie myślę, że świat jest piękny. - powiedziałam.
- O tak, jest.
Zauważyłam moją ulubioną pizzerię jakieś kilka metrów od nas.
- No i czas kupić pizzę. - powiedziałam i skręciłam.
On pojechał za mną. Odstawiliśmy rowery, weszliśmy do środka. Sprzedawca uśmiechnął się na mój widok.
- To co zawsze? - spytał.
- Jeszcze nie wiem, muszę to uzgodnić. - powiedziałam uśmiechając się.
- To co zawsze? - spytał Kuba. - Ile ty jesz?
- Dużo. - odpowiedziałam krótko. - Może być podwójny ser, szynka, jajko i pikle?
- Mają tu takie coś? Bo jeśli tak to weź dwie.
- To co zwykle. - skierowałam się do Rodrigueza.
- Już się robi. - powiedział i zniknął w kuchni.
My usiedliśmy przy stoliku.
- Jesz tyle i nie martwisz się o figurę? - spytał Kuba.
- A powinnam?
- Nie.. nie o to chodzi.. Mało dziewczyn ma gdzieś figurę i kalorie.
- No to jestem w tej małej grupie. Uprawiam sporo sportów, więc to co zjem od razu spalam.Nie wierzę w to co widzę. To Harry. Co on tu robi?
- Co ty tu robisz w samej bluzce? - spytał Kuba - Chodź po koc, pewnie ci zimno.
Nie ruszyłam się. Cały czas patrzyłam się na Harrego. On na mnie.
- Monika, chodź.
- Przestań monikować! Co on tu robi?
- Kto?
- Nie udawaj głupka! ON! - krzyknęłam wskazując palcem w stronę Harrego.
- Monika, tam nikogo nie ma.
- Możesz przestać robić sobie ze mnie jaja?! On tam stoi. Patrzy się na mnie.
- Chodź pod ten koc. Zrobię ci herbaty czy coś.
Usiadłam na kanapie.Harry do mnie podszedł. Kuba wstawił wodę.
- Masz wybór. Albo on albo ja. - powiedział Harry.
- Co? - spytałam zaskoczona.- Nie możesz!
- Mogę.Jeśli wybierzesz jego, zniknę całkiem z Twojego życia. Jeśli mnie, to będziesz musiała go zostawić. Nie możesz się tak nami bawić.
- Harry, jestem dla mnie bardzo ważny. Jesteś moim przyjacielem. On jest moim chłopakiem. Jak możesz robić coś takiego? - spytałam. Chciało mi się płakać.
- Wybór należy do ciebie. - po tym zaczął się rozpływać.
- HARRY! HARRY NIE! HARRY WRACAJ! - krzyczałam, ale już go nie było.
O CO CHODZI?
- Monika! Monika! - zaczął krzyczeć Kuba. - Monika, obudź się!
Po tych słowach otworzyłam oczy. Wiktoria mną trzęsła.
- Wreszcie, Jezu, ale mnie wystraszyłaś. Dlaczego płaczesz?
Rozejrzałam się wokół. Zaczęłam płakać.
- Monika, co się dzieje? - spytała Wiktoria.
- Nie wiem... nie mam pojęcia. Śniło mi się, że Harry kazał mi wybierać. A ja nie umiem wybrać. Nie potrafię.
- Ale co wybrać?
- Nie umiem... - zaczęłam kręcić głową.
- ALE CO WYBRAĆ?! - krzyknęła Wiki.
- Wybrać któregoś z nich. Nie umiem. Kocham ich obu..
- I dlatego płaczesz? Pojebało cię?
- Bo kazał mi wybierać i się rozpłynął. To było takie rzeczywiste. A ja nie umiem. Jakby mi kazał teraz wybierać nie wybrałabym.
- Spokojnie, nie kazał.
- Która godzina? - spytałam.
- 10:00. Spałaś ok. 5 godzin.
- To mało.
- Troszkę. Ale wystarczy. Chodź na śniadanie.
- Już wszyscy wstali?
- Tak. Zrobiliśmy śniadanie, tak jak ty nam wczoraj.
- To słodkie. - powiedziałam.
Zeszłyśmy na dół. Ładnie pachniało. Spojrzałam na stół. Omlety, banany, nutella, bita śmietana, dżem, marmolada, kolorowa posypka, posypka czekoladowa, polewa karmelowa, truskawki.
- Siadaj szybko. - powiedział Niall. - Czekamy już 10 minut.
Ahh ten idiota już jeść by chciał. Wiktoria skarciła go wzrokiem.
- Nie przejmuj się nim. Mamy nadzieję, że ci posmakuje, tak jak twoje dania nam. - powiedziała El.
- To przesłodkie. - powiedziałam i usiadłam.
Wzięłam omlet, nutellę, kilka plastrów bananów i bitą śmietanę.
Każdy wziął co innego.
- Smacznego! - krzyknęła Danielle.
- Tak smacznego! - odpowiedzieliśmy wszyscy razem.
Wszyscy zaczęliśmy jeść.
- To jest na prawdę dobre - powiedziałam. - Jejku,przepyszne.
- To super. - powiedział Niall.
Całe śniadanie zleciało na śmianiu się. Tak bardzo lubię, gdy oni są przy mnie. Robią to tak rzadko, ale gdy to robią czuję się lepiej. Nie lubię się z nimi rozstawać. Nie znoszę gdy wyjeżdżają.
- Dobra, jestem taka pełna, że nawet tańczyć mi się nie chce.- powiedziała Dan.
- Mi się bez jedzenia nie chce, a co dopiero po jedzeniu. - powiedziała El śmiejąc się.
- WY LENIE! WSTAWAĆ! TAŃCZYMY! - krzyknęłam. - TRZEBA SPALAĆ KALORIE!
- Co? - jęknęła Perrie.
- Chcesz być gruba? Zaraz w trasę ruszasz?
- Niks ma rację. Ruszamy się! - krzyknęła Wiki.
- Ruszamy się? Czyżby "Move Your Body" ? - spytała Dan.
- Dlaczego nie? Jest banalnie proste. - powiedziałam.
- To dajemy! - krzyknął Lou wstając.
Spojrzałyśmy się na niego ze zdziwieniem. Reszta chłopców wstała.
- Pokażmy co umiemy. - powiedział Harry.
- Tak! - krzyknął Niall.
Włączyłam laptopa i teledysk. Ustawiliśmy się.
- Kto robi za Beyonce? - spytałam.
- JA! - krzyknęli wszyscy naraz.
- Ja bym była za Dan. Tańczy najlepiej i ma taki sam kolor skóry. - powiedziała El.
- Ej, ej, ej.. Monika też dobrze tańczy. - powiedziała Danielle.
- Nie, lepiej ty to zrób. - powiedziałam.
- No okok.
Włączyłam. Wszyscy zaczęliśmy tańczyć jak Beyonce. Szło całkiem dobrze dopóki Niall nie zaczął tańczyć irlandzkiego tańca. Wszyscy zaczęli się śmiać, ale nadal starali się tańczyć. Skończyło się na tym, że tańczyliśmy taniec Horana.
- Jezuuu, Dan jak ty dajesz radę... - powiedziała El opadając na kanapę.
- Suń to piękne dupsko dziewojo. - powiedział Lou i położył się obok Eleanor.
Zayn siadł w fotelu a Perrie mu na kolanach. Wiki oparła się o Nialla, Liam obejmował Dan. My z Harrym staliśmy i patrzyliśmy się na siebie.
- Chodź kochanie. - powiedział Harry przesłodzonym głosem i otworzył ramiona.
- Ochhh skarrrrbieeee. - powiedziałam piskliwym głosikiem i rzuciłam się na Harrego.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Jak słodko, każdy zakochany awwwwwww. - powiedział Harry.
Chwilę postaliśmy w uścisku, odeszliśmy od siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Harry beznadziejny z ciebie aktor. - powiedział Louis.
- To prawda. - przyznał się Harry.
- Nie żebym chciała was wyganiać chłopcy, ale macie spotkanie z Simonem za godzinę. - powiedziała Danielle.
- Cholercia, Simon. - powiedział Liam. - Całkiem zapomniałem. Dziękuję kochanie.- pocałował ją.
Rzadko okazywali uczucia przy wszystkich. Dani jest nieśmiała. Liam zresztą trochę też. Strasznie do siebie pasują. Miło się na nich patrzy.
- Dobra chłopaki, musimy się zbierać i ogarniać. - powiedział Liam.
Wszyscy jak na komendę poszli na górę. Zostałyśmy same.
 - Dzięki, że mogli tu zostać. - powiedziała Perrie.- Dzięki temu nie szwędają się za nimi paparazzi i mogą normalnie odpocząć. Jak zwykli ludzie.
- To dobrze na nich działa. - wtrąciła El.
- Przecież to dla mnie przyjemność.- powiedziałam. - Lubię spędzać z wami wszystkimi czas.
- My też cię kochamy Niks.
- Pomyśleć, że 3 lata temu nawet byśmy nie sądziły, że będziemy się znały z kimś takim... - powiedziała Wiktoria.
- Znały? Że będziemy w tak bliskim, intymnym kontakcie! - krzyknęła El.
- Kto w intymnym, ten w intymnym. - powiedziałam ze śmiechem.
- A pamiętacie jak Zayn ciągle krzyczał 'Vas Happenin?!' - spytała Dan. - Jezu, tak miałyśmy tego dość!
- Albo jak Lou łaził z tym sztucznym gołębiem? Udawał, że ten ptak do mnie gada w nocy.
Wspominałyśmy tak przez prawie godzinę. Ciągle się śmiałyśmy. Wreszcie na dół zeszli chłopcy. Danielle musiała iść na próbę.
- Idziemy na zakupy? - spytała Wiki.
- Idźcie.. ja pójdę..
- .. dobra. - przeszkodziła mi Eleanor.- To my bierzemy torebki i idziemy.
Poszły na górę. El dobrze wie, że nie chcę o tym gadać. Nie chcę ich wkurzać. Szczególnie Wiktorii. Czuję, że jeszcze nie wszystko sobie wyjaśniłyśmy. W tym momencie zadzwonił mi telefon.
- Halo? - powiedziałam.
- Hej... - to Kuba. - co byś powiedziała na spotkanie?
- Hej. Dlaczego nie? Z chęcią gdzieś wyjdę.
- To super. Wyjdź przed drzwi.
- Ok... ale nie zdążysz tak szybko przyjść. - powiedziałam i otworzyłam drzwi.
No i tam stał on. Rozłączył się i uśmiechnął w ten jego sposób.
-Cześć. - pocałował mnie w policzek.
- Hej. - odpowiedziałam nieśmiało.
- Wiesz gdzie chciałabyś iść? - spytał mnie.
Wszędzie, byle by z tobą.
- Hmm.. nie wiem... dużo opcji.
- Kino? Pizza? Piknik? Rowery?
- Lubisz jeździć na rowerze? - spytałam.
- Bardzo.
- Hmmm... a co Ty na to żeby pojechać rowerami do otwartego kina i tam zjeść pizzę na kocu? - tak, mądra ja.
Mrugnął z niedowierzaniem.
- Na to bym nie wpadł... Świetny pomysł.
- Dobra, to idź po swój rower, ja wezmę swój, wezmę też koszyk i pojedziemy do pizzerii, potem do kina.
- Ok. Zaraz będę spowrotem.
Poszłam do kuchni po koszyk. Zeszłam do garażu po rower. Wyprowadziłam go  na podwórko, a wtedy wyszły dziewczyny.
- To do zobaczenia Monika! - krzyknęły.
Pomachałam im. Zdążyły zniknąć za zakrętem, gdy przyjechał Kuba.
- Gotowa? - spytał.
- Nie widać? - odpowiedziałam ze śmiechem.
Uśmiechnął się.
- Nie ma to jak odpowiedz przez pytanie. To jedziemy.
- A ja już chciałam płynąć...
Roześmiał się.
- To płyńmy. Skoro tak ci zależy. - odpowiedział.
- Zaraz pójdę po strój kąpielowy, nie mogę przecież pływać w ubraniach...
Zeszłam z roweru i postawiłam go na nóżce. Już szłam w stronę domu, gdy mnie złapał od tyłu i przytulił. Uśmiechnęłam się.
- Chciałam się przebrać. - powiedziałam.
- Nie. Jeszcze się przeziębisz czy coś. - powiedział.
- Ale jest ciepło.
- To co? Proszę cię, żebyś tego nie robiła.
- No ok, ok. Jedziemy?
- Chwila... - powiedział.
Staliśmy tak. Ja nie wiedziałam o co chodzi, ale nadal stałam.
- Wiesz.. to takie dziwne uczucie. Z jednej strony chcę żebyś o mnie zapomniała i znalazła sobie kogoś innego... kogoś, kto jest lepszy... ale z drugiej strony myśl, że mogłabyś być z kimś innym napawa mnie taką złością. Nie wiem co bym wtedy zrobił.
To go wzięło na spowiedź.
- Dlaczego tak myślisz? Wcale nie jesteś złym człowiekem. Musisz po prostu umieć panować nad złością i agresją. Bo to nie jest najlepsze rozwiązanie emocji.
- Staram się.
- Wiem. Widzę. Chodź, jedziemy.
- Dobra.
Wsiadł na rower i pojechaliśmy. Lubię jeździć rowerem. Przyjemne i pożyteczne. Czuję się wtedy wolna, mogę podziwiać przyrodę, myśleć... mogę wszystko.. nic mi nie przeszkadza, nic mnie nie trapi.
- Oddałbym wszystko, żeby wiedzieć o czym tak fantazjujesz. - wyrwał mnie z rozważań Kuba.
Kuba... ładne imię. Zawsze mi się podobało nie wiem czemu.. Dużo chłopaków, którzy mi się podobali mieli tak na imię. Pamiętam w liceum tak mi się taki Kuba podobał... ale byłam wtedy zbyt nieśmiała żeby podejść i zagadać. Bałam się, że powie swoim kumplom, a oni będą się śmiać.
- A o tak sobie myślę, że świat jest piękny. - powiedziałam.
- O tak, jest.
Zauważyłam moją ulubioną pizzerię jakieś kilka metrów od nas.
- No i czas kupić pizzę. - powiedziałam i skręciłam.
On pojechał za mną. Odstawiliśmy rowery, weszliśmy do środka. Sprzedawca uśmiechnął się na mój widok.
- To co zawsze? - spytał.
- Jeszcze nie wiem, muszę to uzgodnić. - powiedziałam uśmiechając się.
- To co zawsze? - spytał Kuba. - Ile ty jesz?
- Dużo. - odpowiedziałam krótko. - Może być podwójny ser, szynka, jajko i pikle?
- Mają tu takie coś? Bo jeśli tak to weź dwie.
- To co zwykle. - skierowałam się do Rodrigueza.
- Już się robi. - powiedział i zniknął w kuchni.
My usiedliśmy przy stoliku.
- Jesz tyle i nie martwisz się o figurę? - spytał Kuba.
- A powinnam?
- Nie.. nie o to chodzi.. Mało dziewczyn ma gdzieś figurę i kalorie.
- No to jestem w tej małej grupie. Uprawiam sporo sportów, więc to co zjem od razu spalam.
- To dobrze. Wkurza mnie to narzekanie na figurę.
- Nie martw się, mnie też.
- PIZZA GOTOWA! - krzyknął Rodriguez.
Śmieszne ma imię. Brzmi bardziej jak nazwisko.
- Pójdę. - powiedziałam.
- Ja powinienem. Wiesz zapłacić trzeba i w ogóle.
- To miłe.. ale ja wiem ile to kosztuje i już mam gotową sumę. Szybciej będzie.
- Monika.. - warknął. - Błagam cię.
- Kuba, kurde, ja chcę tylko pójść po pizzę.
Popatrzył się na mnie. Nie dam za wygraną, musisz się nauczyć, że nie będzie zawsze po twojemu. Wstał.
- Ja pójdę.
- Kuba.. - przerwał mi i siłą zmusił żebym usiadła.
- Ja.
I poszedł. Rodriguez patrzył się na mnie zaskoczony. Wymusiłam coś na kształt uśmiechu. Spojrzał się niepewnie na Kubę. Błagam, nie wtrącaj się. Delikatnie pokręcił głową, niemal niezauważalnie i poszedł do kuchni.
- Już. - powiedział Kuba, gdy przyszedł. - Widzisz? Nie było tak źle.
- Czyżby? - powiedziałam wściekła.
- Nie. Usiadłaś sobie, odpoczęłaś, a ja wziąłem pizzę.
- Z tobą nawet pizza nie jest bezpieczna.
Jego wzrok stał się lodowaty.
- Facet płaci. Nie chciałaś mi pozwolić. Nie dziw mi się.
- Nie tak to się załatwia.
- Jedziemy? - spytał.
- Tak. Do domu.
Spojrzał się na mnie.
- Nie. - powiedział.
- Przepraszam, ale tu sama zadecyduję.
- Proszę.. nie rób tego.
No i co ja ma z nim zrobić? Nie musiał mnie agresywnie sadzać na krześle.
- Przepraszam.
Spojrzałam się na niego.
- Wiesz, że nie jest za fajnie jak przepraszasz i za chwilę robisz to samo?
- Wiem... ale nie umiem dobrze nad sobą panować.
- To nie będzie twoja wieczna wymówka. Tego można się nauczyć. Nie wiem, bij się w twarz jak będziesz chciał być agresywny. Może to pomoże.
Uderzył się w twarz. CO? On ma napady agresji czy coś?
- Czy ty właśnie..?
- Tak. Wiem, że nie widać, że wszystko mnie denerwuje. STARAM SIĘ. Rozumiesz?
Czyli on tak cały czas się powstrzymuje?
- Za każdym razem jak coś nie idzie po mojej myśli to mam ochotę coś rozwalić... Dlatego uważam, że powinnaś mnie zostawić... i zupełnie bym się nie zdziwił gdybyś to zrobiła. Ale z drugiej strony... tak tego nie chcę, że ci nie pozwolę na to.
To jest szalone. Znamy się tylko kilka dni... a on mówi mi coś takiego? Nie wiem co jest gorsze.. to, że tak mówi, czy to, że zgadzam się z tym wszystkim? Jezus Maria, to okropne. Nigdy nie powinnam się tak szybko w to wciągać. Muszę to jakoś ograniczyć.
- Wiesz... straciłam ochotę na kino.
Muszę wrócić i to wszystko przemyśleć.
- Nie, nie, nie.. - powiedział Kuba.
- Chcę po prostu pójść do domu.
- Mogę pójść z tobą?
-  Nie wiem czy to dobry pomysł...
Spojrzał na mnie miną bezdomnego psa. NIE! Muszę odpocząć..
- Wolałabym nie. Spotkamy się kiedy indziej. - wszystko miało być tak dobrze.
- Spieprzyłem wszystko.
O tak.

__________________________________________________________________________
długi, ale nudny, wiem i przepraszam, ale nie miałam pojęcia co wymyślić.

środa, 24 kwietnia 2013

XII

- Więc pewnie domyślasz się, że jestem totalnie głupia i chcę spróbować. Ale przysięgam ci, że jeżeli poleje się chociaż jedna kropla krwi... to.. to nie wiem co ci zrobię, ale miłe to nie będzie. 
Otworzył szerzej oczy. Co myślałeś, że mi nie zależy idioto?
- I od początku miałaś taki zamiar... dręczyłaś mnie tym nic nie mówieniem, a od początku wiedziałaś co zrobisz?
- Nie. Miałam zamiar wyrzucić cię z głowy, znienawidzić imię Jakub i kupić sobie kotka. Chociaż nie, psa, wolę psy.
- Na serio? - spytał zdziwiony.
- Nie.
Zapadła cisza. Kuba był zdezorientowany. I dobrze. Też jestem.
- Skoro się zgodziłaś... to mam niespodziankę. - powiedział niepewnie.
Spojrzałam w jego stronę. Co?
- Zaraz zobaczysz. Ale... chciałbym założyć ci opaskę na oczy.
O nie...nie, nie, nie. Nie lubię takich zabaw.
- Proszę. Chcę, żeby to była niespodzianka. 
Już miałam odmówić, ale gdy zobaczyłam w nim małe dziecko, które bardzo się stara nie mogłam tego zrobić. Muszę mu bardziej zaufać. Skoro obiecałam, że spróbuję.
- Dobrze. 
Powoli i delikatnie związał mi opaskę na oczach. Później delikatnie pocałował i wyszedł z samochodu. Po chwili usłyszałam jak otwiera drzwi od mojej strony. Wziął mnie za rękę i wyprowadził.
- Wezmę cię na ręce, bo jest tu strasznie nierówno.
- Mhm. - zgodziłam się.
Jejku, jaki on delikatny. Fajnie tak jak ktoś cię nosi na rękach. Dawno nikt tego nie robił. Przeszliśmy jakieś 5 minut drogi i mnie postawił. Jego podekscytowanie powoli przechodziło na mnie. Powoli odstawił mnie za ziemię.
- Widzisz coś?- spytał.
- Nic a nic.
- To dobrze.
Co to może być? Nie mogłam się doczekać. Poczułam jak delikatnie rozwiązuje opaskę. Powoli zaczynałam widzieć, a on przytulił mnie od tyłu.
- Przepraszam. Na prawdę nie wiesz, jak źle się czuję z tym co zrobiłem.
Rozejrzałam się. Altanka ozdobiona ślicznymi lampionami w środku nakryty stół. Wszędzie kwiaty. Mały mostek, a pod nim strumyczek. Jakie to urocze i proste w jednym. Stałam, nie wiedząc co powiedzieć. To dla mnie. Jeszcze żaden chłopak nie zrobił dla mnie czegoś takiego. NIGDY. Wiem, że czekał aż coś powiem.. ale na prawdę nie wiedziałam co. On czekał.. nie mogę tak nic nie powiedzieć... pomyśli, że mi się nie podoba.
- To.. jest na prawdę piękne i urocze. Bardzo się postarałeś i ja to doceniam. - nic innego ni przyszło mi do głowy.
Przytulił mnie jeszcze mocniej. Coś czuję, że on też nie wie co zrobić. A mi pasowało stanie i nic nie mówienie. Najgorsze jest to, że nie mogę stać tu za długo, będę musiała wracać, bo mnie zabiją. 
- Wiesz... z chęcią bym jeszcze postała, ale ty pewnie masz jakieś plany, a ja będę musiała wrócić do domu.
- Wcale nie musisz wracać.
- Dobrze wiesz, że muszę.
Cisza.
- Więc masz jakieś plany?
- Mam niby jakieś. 
Wziął mnie za rękę i odsunął mi krzesło. Usiadłam. Śliczne świeczki. Uwielbiam świeczki. Są takie śliczne.
- Tym wszystkim chciałem po prostu ci pokazać, że na prawdę żałuję.
- Ile ci to wszystko zajęło?
- No cóż... zaraz po tym jak wyrzuciłaś mnie z domu poszedłem tu, bo nie miałem co ze sobą zrobić po prostu.. i wpadłem na pomysł, że muszę coś zrobić, pokazać, że mi zależy. Nigdy nie lubiłem siedzenia i narzekania. Trzeba działać.
- Robiłeś to do 20?
- Do 19. Musiałem jeszcze pojechać, wziąć prysznic i pojechać po ciebie.
- To kochane. Na prawdę.
- Często mówisz "na prawdę". - powiedział uśmiechając tak jak tylko on potrafi.
- Na prawdę? Nigdy tak na prawdę tego nie zauważyłam.
- Czyżby? - kocham ten uśmiech. Kocham, KOCHAM.
- Na prawdę. - powiedziałam uśmiechając się jeszcze bardziej.
Zagryzł wargę żeby nie wybuchnąć śmiechem i spojrzał w bok.
- Czy ty się ze mną drażnisz? - spytał ze śmiechem.
- Może... Jeśli tak to co? - spytałam delikatnie wystraszona. Spokojnie, luuuz.
- Wiesz jak reaguje na mnie drażnienie? - spytał poważnie.
- Nie mam pojęcia. Na prawdę. - powoli odsunęłam krzesło.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Na prawdę? - spytał.
- Na prawdę. - odpowiedziałam szybko.
W tym samym momencie zerwaliśmy się z krzeseł. Ja zaczęłam uciekać a on mnie gonić.
- Pamiętasz jak się to ostatnio skończyło?! - krzyknął do mnie.
- Tak. - odpowiedziałam śmiechem.
Tym razem tak nie będzie. Nie mam gdzie się wywalić. Cholera byłam szybsza. On był coraz dalej. Zatrzymał się. Dlaczego on się zatrzymał. Spojrzałam przed siebie. CHOLERA JAKI OGROMNY PIES. O KUŹWA. Od razu zawróciłam. Nie powinnam biec. Zwolniłam i zaczęłam powoli iść. Pies mi się przyglądał. Zaraz się na mnie rzuci, daję głowę. Zaczęłam robić większe kroki.
- Zgaduję, że to nie jest Twój pies.. - powiedziałam do Kuby.
- Wiesz.. niestety chciałbym powiedzieć, że to mój... ale... nie.
- Super.
- Biegniemy? - spytał 
- To nie byłoby bezpieczne.
Pies warknął i zrobił krok w naszą stronę. Szybkim krokiem oddaliliśmy się od niego. On zrobił następny.
- Może jednak? - spytał Kuba.
- Kuba, psy są o wiele szybsze od człowieka.
- Mamy parę metrów przewagi, zostało 5 minut spokojnym krokiem do samochodu, minuta biegiem, a my szybko biegamy.
- Ok.
Szybko pobiegliśmy a pies ruszył za nami. 
- Otwarty? - krzyknęłam.
- Tak. Szybko.
Szybko otworzyłam byle które drzwi i wpadłam do samochodu. Kuba jakieś 2 sekundy po mnie. Pies dobiegł do nas po jakiś 5 sekundach.
- Cholera. - powiedziałam.
- Mało brakowało.
Zaczęłam się śmiać. Spojrzał na mnie pytająco. Po chwili sam zaczął się śmiać. Siedzieliśmy, pies szczekał a my się śmieliśmy jak idioci.
- Która godzina? - spytałam.
- W pół do pierwszej.
- To lepiej wracajmy.
Bez słowa odpalił samochód i pojechaliśmy. Jechaliśmy tak w ciszy.
- Było fajnie. - powiedziałam.
- Gdyby nie ten pies... - powiedział Kuba z goryczą.- Zupełnie o nim zapomniałem.
- Wiedziałeś o nim?
- Tak to podwórko znajomego.
- I ten pies cię nie znał?
- Nie. To jest jakby jego ogródek, ale z daleka od domu. Rzadko tam bywamy. 
- Rozumiem. - odpowiedziałam.
Zaczęłam się rozglądać. Jeszcze nigdy nie byłam w tej okolicy. Ciekawe czy to bardzo daleko ode mnie. Chyba nie.. Oby wszyscy spali.. Nie mam ochoty na awantury.
- Jeszcze raz przepraszam.Cały czas czuję się głupio. - powiedział gdy zatrzymaliśmy się na światłach. Dopiero teraz zauważyłam, że ma rozciętą wargę.
- Ja też przepraszam.. nie chciałam rozwalić twoich ust. Całkiem je lubię.
Uśmiechnął się.
- Dobrze zareagowałaś. Mogłem się tego spodziewać. Bardzo wszyscy są wkurzeni?
- Bardzo bardzo. Nie sądzę by byli zadowoleni z tego co właśnie robię.
- Z siedzenia? - spytał.
- Nie, z bycia z tobą. Wiki próbowała mnie zatrzymać. - powiedziałam niepewnie.
- To twoje życie i twoje decyzje. Ona nie jest twoją matką.
- Ale się martwi. To normalne. - powiedziałam biorąc w obronę przyjaciółkę. - Lubiła cię... do tej pory.
- Ja ją też.
Zapadła niezręczna cisza. Zauważyłam, że jesteśmy blisko domu. Czyli nie jest daleko tak jak myślałam. Nie lubię niezręcznej ciszy. Zresztą kto lubi?
- Mam nadzieję, że nie dostaniesz za mnie opieprzu.
- Nic mi nie będzie. Dostawałam go nie raz i nie dwa. - powiedziałam uśmiechając się.
- Czyżby Wiktoria była taka opiekuńcza? 
- Tylko troszkę.
Skręcił i zatrzymał samochód.
- Jesteśmy. - powiedział uśmiechając się. - Dziękuję.
- To ja dziękuję. - powiedziałam, dałam mu buziaka w policzek i wysiadłam.
Od razu zapaliło się światło przed wejściem i wyszła Wiktoria. I Dan. I El. I Harry, Liam, Louis, Zayn i Niall. Będzie źle. Kuba wyszedł z samochodu
- Nie musisz mnie odprowadzać. - powiedziałam.
Błagam nie rób tego.
- Muszę. Tak nakazuje kultura.
Będzie źle. Wziął mnie za rękę i spokojnie zaczęliśmy iść w stronę domu. Wiktoria była wściekła. Jak wszyscy zresztą. Powoli do nich podeszliśmy.
- Oddaję ją. - powiedział i puścił moją rękę.
Harry od razu mnie do siebie przyciągnął. Nie Styles, nie rób tego. Kuba się spiął. A on mnie jeszcze przytulił.
- Dzięki.- powiedziała Wiktoria.- Martwiliśmy się.
- Bez przesady.. - zaczęli rozmawiać o czymś, ale nie skupiłam się na nich.
- W co ty się bawisz Styles? - syknęłam cicho. - Puszczaj.
- Nie puszczę cię dopóki on nie pójdzie.
- Puszczaj, bo połażujesz. 
- Nie. - odpowiedział krótko.
- Błagam Harry, puść mnie. - powiedziałam trochę głośniej.
On nie zareagował.
- Harry kurwa, nie drażnij mnie.
- Poprosiła żebyś ją zostawił. - powiedział Kuba.
Szlag, szlag, szlag.
- Słyszałem. Ale ona nie wie co dla niej dobre. Dlatego ja przypilnuję, żeby miała to co dobre, nawet gdyby błagała, żebym tego nie robił.
Cholera, czemu on jest taki silny.
- Po prostu ją puść. Nie sądzę żeby ktoś jej coś teraz zrobił. - powiedział spokojnie. Za spokojnie.. zaraz będzie źle.
- A ja sądzę. - powiedział Harry.
- Harry.. - spróbowałam coś powiedzieć.
- Ona tego nie chce. Jest dorosła, nie masz prawa robić rzeczy wbrew jej woli.
- Kurde, po prostu mnie puść Harry i wszystko będzie dobrze. Pójdziemy do domu, wypijemy kakao czy coś.
- A będziesz spała ze mną? - spytał Hazza rozluźniając uścisk.
Po cholerę to mówiłeś. Dalej wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Kuba uderzył Harrego, Harry mnie puścił i się zachwiał. Szybko podeszła reszta chłopców. Wiktoria z Lou mnie złapali. Harry się zamachnął Zayn go przytrzymał. Kuba zrobił krok w jego stronę. Próbowałam się wyrwać. Kuba zrobił drugi krok, Harry wymachiwał ręką. W końcu wyrwał się Zaynowi i uderzył Kubę. Lou szybko do niego pobiegł, tak samo jak reszta. Skorzystając z okazji wyrwałam się Wiktorii i szybko podbiegłam do Kuby mocno go przytulając.
- Przestań. Błagam. - powiedziałam. On stał, nawet mnie nie objął. Był wkurzony. Wkurwiony. Z oczu zaczęły mi lecieć łzy. - Proszę. - szepnęłam.
Kuba mnie objął. Jest dobrze. Oni stali i nie wierzyli za bardzo w to co widzą. Nie dziwię się. Dziewczyna przytula chłopaka, który po raz kolejny uderzył jej przyjaciela.
- Spałaś z nim? - spytał.
- Zależy w jakim sensie. W jednym łóżku owszem, ale z wieloma osobami tak spałam. Nigdy z nim do niczego nie doszło,nie kocham go w ten sposób. - powiedziałam szybko.
Nic nie powiedział. Odwróciłam się w ich stronę.
- Możecie wejść do środka? - spytałam.
- Nie. - odpowiedziała Wiki.
- JUŻ! - wakrnęłam.
Chłopaki od razu zrobili to o co poprosiłam. Dziewczyny z niechęcią, ale wiedziały, żeby lepiej mnie teraz nie denerwować.
- Przepraszam. - powiedział Kuba.- Nie powinienem.
- Widziałam, że się starałeś, ale nie powinieneś. Wiem, że cię wkurzył. Mnie też. Ale założę się, że Wiktoria mu kazała.
Przytulił mnie mocniej.
- Nie chcę żebyś mnie teraz zostawiała.
- I tak już sobie nagrabiłam. Muszę tam iść.
Zatopił głowę w moich włosach. Był tylko trochę wyższy. Z czego się cieszyłam, zawsze byłam niska i zawsze chciałam mieć tylko trochę wyższego chłopaka. On jest idealny. Mogę założyć szpilki, ale bez niech też nie ma wielkiej różnicy.
- Przepraszam. - powtórzył. - To wszystko przeze mnie. Nie umiem się opanować.
- Nie tylko przez ciebie. On cię sprowokował. Nie powinien był.
- Nie rozumiem po co on to robi. To mu nic nie da...
- Porozmawiam sobie z nim dzisiaj. - powiedziałam uspokajająco.
Zobaczyłam smutną Danielle w oknie.
- Posłuchaj, na prawdę muszę już iść. - powiedziałam smutno. Prawda była taka, że nie chciałam. - Im dłużej będę tu stać, tym dłużej oni będą czekać.
- Wiem.- powiedział i odsunął się ode mnie. - Bardzo jesteś zła?
Zaczęłam się zastanawiać. Nie byłam na niego zła. A chyba powinnam. Powinnam? Chyba tak. Jeśli mu powiem, że nie to będzie sobie na to pozwalał. Popatrzyłam sie na niego. Patrzył się na mnie wyczekująco tymi jego brązowymi oczami.
- Tylko trochę. - powiedziałam. - To co przygotowałeś było przepiękne. Dziękuję.
Uśmiechnął się nieśmiało. Jejku, dlaczego on musi być taki przystojny? Jest zdecydowanie za przystojny. Dlaczego mu się podobam? Przecież wcale nie jestem jakoś bardzo atrakcyjna.
- Starałem się. - odpowiedział. 
Uśmiechnęłam się.
- Jesteś chyba najpiękniejszą kobietą, którą kiedykolwiek spotkałem. Musisz się częściej uśmiechać.
- Nie sądzę. - odpowiedziałam. - Jest dużo o wiele bardziej atrakcyjnych kobiet, widocznie szczęścia do kobiet nie miałeś.
Spojrzałam w okno. Stała tam teraz Eleanor. Co one zmiany sobie wprowadziły?
- Muszę już iść. - powiedziałam. - Poważnie.
- Ok, ok, dam radę. - pochylił się nade mną i zatrzymał. Kiwnęłam ledwie zauważalnie głową, a on musnął moje usta swoimi.
- Dobranoc. - powiedział, odwrócił się i poszedł do samochodu.
Szybko weszłam do domu. Będzie przypał. Chwila.. to mój dom, jak mogę się bać wchodząc do własniego domu.
- No nareszcie! - krzyknął Liam. - Chcesz żebyśmy się nie wyspali, o to ci chodzi? - spytał śmiejąc się.
- Ja? Nigdy w życiu daddy. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nie będziesz się z nim spotykać. - powiedział Harry.
- A ty co? Myślałam, że to Liam jest ojcem. - powiedziałam.
- To źle myślałaś. Chcesz mieć obitą twarz jak Rihanna? Przecież to drugi Chris Brown.
- Posłuchaj, miałeś okazję poznać jaki jest dobry, ale to spierdoliłeś całując mnie. Nie wiem po co to robiłeś, tak samo jak nie wiem po co go dzisiaj drażniłeś... a przy okazji mnie. Należał ci się solidny wpierdol, a on i tak długo się powstrzymywał, ja na jego miejscu zdążyłabym cię pobić 5 razy. Kiedy nauczysz się nie wpierniczać w moje prywatne sprawy? Ja ci nie mówię czy masz pieprzyć tą całą Caroline,czy może tą drugą, która ma 56 lat. Ja ci tylko radzę co dla ciebie lepsze, ale nie wymuszam tego na tobie. Rozumiem, martwisz się, ale przesadzasz. Umiem za siebie decydować.
- To dlaczego mi wtedy nie wpierdoliłaś? Było to zrobić.
Słucham?
- Przepraszam, następnym razem to zrobię. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Cały czas bawisz się z jakimiś panienkami, masz mnie w dupie, a teraz nagle mi mówisz z kim ja mam się spotykać?
- Kiedy ja miałem cię w dupie?
- Cały czas! Dobrze wiedziałeś, że mi zależało. Dobrze to wiesz teraz. Ale ty chciałeś być "niezależny" . Bawiłeś się mną jak zabawką, później wszystko sobie wytłumaczyliśmy, nie mam ci teraz tego za złe, ale nie miej teraz do mnie pretensji, że kocham kogoś innego. Bo ty swoją szansę miałeś.
- Ko... kochasz go?
- Wyobraź sobie, że tak.
- Zakochałaś się w pierwszej osobie, która poświęciła ci trochę więcej czasu?
- Co?
- Wiem, że dawno nie miałaś chłopaka, dlatego teraz jeśli komuś troszkę bardziej na tobie zależy, ty obdarzasz go większym uczuciem. To normalne. Ale nie powinnaś się w to tak wciągać. On może być niebezpieczny. Tu już nie chodzi nawet o mnie. Martwimy się po prostu o ciebie.
- Niks, on ma rację. - powiedziała Danielle. - To normalne. Tylko proszę nie pakuj się w to na razie. Tyle lat ci się udawało nie angażować. Ale jeśli się wam nie uda.. to będziesz na prawdę cierpieć.
- Jejku, nie przesadzacie troszkę? Dobrze wiecie, że gdybym nie była pewna, że go kocham to bym tak nie powiedziała. Znacie mnie przecież. Błagam, nie martwcie się tak o mnie, wiecie, że uwiem sobie dać radę.
- Ale będę mogła go zabić jak złamie ci serce? - spytała Eleanor przytulając mnie.
- Oczywiście. - wybuchłam śmiechem. - Wtedy to będzie wskazane.
- To z nim bądź. - powiedziała Perrie. - Mi też znajomi odradzali Zayna. Nie znali go. My też Kuby nie znamy za dobrze. Powiedzmy sobie szczerze: Harry, ty go ciągle prowokowałeś. Ja na jego miejscu zrobiłabym to samo.
- Tak. Teraz zwalcie wszystko na Harolda! - krzyknął Harry.
- Tak to moja ulubiona taktyka. - powiedział Lou.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Zaufajmy jej po prostu, wie co robi, jak coś pójdzie nie tak to będzie jej wina, a my nie będziemy mieli sobie nic do zarzucenia. - powiedział Zayn.
- POLEWAMY ZAYNOWI! - krzyknęła Wiki.
- Co? Ma ktoś ochotę na coś mocniejszego? - Spytał Niall.
- Taaaak. - powiedzieliśmy wszystko razem.
***
Jezuuu jest godzina piąta, a ja dopiero kładę się do łóżka. Nie jestem śpiąca. Nie chcę spać. Chyba powinnam coś zrobić... ale co? Hmm... a no tak, muszę powiedzieć Kubie, że u mnie wszystko dobrze. Wybrałam wideo rozmowę. Jest sygnał. Odebrał.
- Nie teraz.. nie mogę rozmawiać. - powiedział nieprzytomnym głosem.
Spojrzałam na telefon. Widziałam jego twarz. Chyba spał. Nagle powoli podniósł głowę. Wstał. Zaczął iść w kierunku kuchni.
- Zgłodniałeś? - spytałam śmiejąc się.
Nic nie odpowiedział. Haha, on lunatykuje. Zaczęłam się cicho śmiać. W pewnym momencie całkiem otrzeźwiałam. Ostatnio jak lunatykował. Oo nie, nie, nie, nie... Szybko stałam i pobiegłam na dół. SZLAG. Byłam w samym (za dużym) T- Shircie. Założyłam szybko czyjeś conversy i pobiegłam do niego. Zajęło mi to jakieś 2 minuty. Cholera, zamknięte drzwi. Zadzwoniłam pod pierwszy numer. Ktoś odebrał.
- Kto?! - warknął.
- Przepraszam, mieszkam na dole, zapomniałam klucza, mogłby..

Usłyszałam dźwięk sygnalizujący, że drzwi otwarte. Szybko wbiegłam po schodach, skierowałam się w stronę jego drzwi. Dzięki Bogu były otwarte. Odetchnęłam gdy zobaczyłam go rozbudzonego w kuchni, ale to co zobaczyłam zaraz po tym przeraziło mnie jeszcze bardziej.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

XI

- Błagam. Posłuchaj mnie chociaż. Nie zachowuj się jak gówniarz. - powiedział zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
- Ja? Jak gówniarz? Nie powiem, kto wczoraj pobił mojego przyjaciela, a potem mnie. - gdy powiedziałam te słowa ogarnęła mnie złość. On na prawdę to zrobił. Uderzył mnie.
- Co? Uderzyłem cię? - spytał "zaskoczony".
- Przestań udawać, bo to nawet nie jest śmieszne. Uderzyłeś mnie. Wywaliłeś. Na podłogę. Po tym jak pobiłeś mojego przyjaciela. Nie kopie się leżącego. W życiu bym się po tobie tego nie spodziewała.
- Przepraszam.. ja dostałem ataku furii... kto nie byłby zazdrosny? On cię... pocałował. - powiedział ze złością w oczach. - Nie powinien.
- BYŁ PIJANY W TRZY DUPY! Na pewno jego pocałunek był przyjemniejszy niż to co TY zrobiłeś. - powiedziałam. Byłam wściekła. Bardzo wściekła.
- Nie obchodzą mnie szczegóły... tego co on robił...
- A szkoda, wiesz dobrze całuje. - przerwałam mu. Nie wiem po co to zrobiłam. Chyba chciałam go zdenerwować.
- Czyżby? - powiedział ze złością. -Pewnie nauczył się tego od Lou.
Stanęłam wryta. Co on powiedział?
- Lou od Zayna, Zayn od Liama. Nie ogarniam tych ich związków i bromansów.
- Wiesz, możliwe... raczej od nie od ciebie. Zayn całuje całkiem spoko. Na Liama też nie narzekam.
Otworzył szerzej oczy.
- Coś czułem, że nie znasz ich tak po prostu. Żeby znać takie osoby, trzeba mieć pewne umiejętności.
Co proszę? Uderzyłam go w twarz. Chciało mi się płakać. Czy on na prawdę taki jest? W tym momencie szarpnął mnie za ramiona, jak na potwierdzenie. Otworzyłam szerzej oczy. Sama nie wiem czy ze strachu czy z zaskoczenia. Od razu mnie puścił.  Odwróciłam się od niego i weszłam jak najszybciej do sklepu. Zaraz się rozpłaczę. On  nie jest taki jak myślałam. O nie... Cholera. W co ja się wpakowałam.
- Poczekaj. Błagam. - złapał mnie za rękę.
- NIE DOTYKAJ! - syknęłam. - Mnie.
Stanął. Ja odwróciłam się i wzięłam parę pomidorów i ogórków. Jeszcze sałatę.
- Proszę. Musisz zrozumieć....
- Co mam do kurwy nędzy zrozumieć?! Że jesteś agresywny? Że mnie bijesz? Nie tylko mnie?
- Posłuchaj.. ja.. to nie jest dobry temat na rozmowę w sklepie.
- Ja nigdzie z tobą nie pójdę. Jeszcze mnie zakopiesz żywcem czy coś.
- Błagam, nie zachowuj się tak.
- BO CO?! Pobijesz mnie? Już zrobiłeś to prawie dwa razy w ciągu 24 godzin.
- Przestań. - warknął. - Proszę. - powiedział już spokojniej.
- Ja muszę zrobić śniadanie dla prawie 10 osób. Śpieszy mi się.
- Dobrze. Wpadnę po ciebie o ósmej.
CO? 
- Ale.. - nic nie zdążyłam powiedzieć. Wyszedł.
Dokończyłam zakupy i poszłam do domu. 
- Co ty taka zamyślona? - spytał Zayn.
- A nic, tak sobie myślę o wszystkim i niczym.
- Dobrze się czujesz? Pomóc ci w czymś? - spytał zatroskany.
- Jesteś kochany, ale na prawdę nie trzeba. - powiedziałam uśmiechając się.


***

Dobra, śniadanie zajęło mi tylko 15 minut. Jejku... zapiekanka, jajka, parówki, naleśniki na słono. Postarałam się. Poszłam zawołać dwóch największych śpiochów i leniów.
- Śniada... - skończyłam w pół słowa.
Niall leżał na Wiktorii i całowali się.. bardzo namiętnie.. Nawet nie przestali. Nie słyszeli mnie.
-ŚNIADANIE!!! - krzyknęłam i wyszłam. 
Usłyszałam jak szybko wstają i się ubierają. Weszłam do Dan i Liama, Perrie brała prysznic, więc tylko jej krzyknęłam. Lou i El akurat schodzili na dół. Wszyscy zajęci. Oprócz mnie i Harrrego. Nieee... ja bym z nim być nie mogła. Odrzuciłam te myśli od siebie od razu. Nie chcę myśleć na ten temat. 
- Harry! Czeka się na wszystkich! - usłyszałam El. 
Styles już pewnie zaczął jeść to wszystko. Ciekawe ile zjadł. Zeszłam na dół. Niall już zasiadał do stołu z Wiktorią. Niezły czas: 4 minuty. Wszyscy się zbierali, a ja tak się cieszyłam, że mam takich przyjaciół. Nie obchodzili mnie kim są, ile zarabiają, co ludzie na ich temat myślą. Po prostu ich kochałam. To dziwne, ale na początku ich nie lubiłam. Wydawali mi się typową komerchą. Może trochę komerchy w nich jest, ale są wspaniali i nie zamieniłabym ich na nikogo innego.
- Siadasz? - spytała Wiki. Czułam troskę w jej głosie.
- No jasne. - powiedziałam uśmiechając się.
- To jest przepyszne. - powiedział Niall z pełną buzią więc brzmiało to jak: to es płepysne.
- Miałam nadzieję, że wam posmakuje. - powiedziałam.
- Uwielbiam jak gotujesz. - powiedziała El z podekscytowaniem.
- Ja też. - dodała Dan.
- Spokojnie, to tylko śniadanie, jedzcie.
***

Cały dzień mija mi na myśleniu o spotkaniu. Chcę. Nie chcę. Chcę. Nie chcę. I tak cały czas. Zwariuję. Każdy się mnie pyta co mi jest. Ja odpowiadam byle co. Wiem, że mnie opieprzą, jeśli się dowiedzą, że z nim wyszłam. Najbardziej dziewczyny. Już je sobie wyobrażam. Nic im nie powiedziałam. Godzina 18. Boże. Jeszcze dwie godziny. I co ja ze sobą zrobię?
- Chcesz iść na lody? - przyszła El. Ona zawsze ma wyczucie czasu.
- Z chęcią. - powiedziałam z uśmiechem. Może, to odciągnie mnie od tych myśli.
- Bo wiesz, pomyślałam, że będziesz chciała pójść, bo Labrinth zaprosił Dan i wiesz...
- LABRINTH? TIMOTHY MCKENZIE ?
- Dokładnie.
Wzięłam torebkę i wyleciałam na doł. Jejku uwielbiam goooo. Doszliśmy na miejsce w jakieś 15 minut. Stał tam. O MÓJ BOŻE ON TAM STAŁ JAK NIGDY NIC. Podeszłyśmy udając, że to zwykły chłopak. Ciekawe czy Elka się jarała jak ja. Spojrzał na nas i się uśmiechnął. Uścisnął Danielle.
- Heeej, miło was widzieć. Timothy. - zwrócił się do Wiki.
- Wiktoria.
- Timothy.
-Eleanor.
-Timothy.
- Tak, wieeem, Monika. - powiedziałam i uścisnęliśmy się.
- Miło mi. - powiedział i uśmiechnął się. Bardzo uroczo. Jejku, zaraz się zsikam z podekscytowania.
- Ponoć to najlepsza lodziarnia w Londynie. - powiedziała El. - Tak przynajmniej one mówią.
- Rozumiem, że nie jesteś stąd? - spytał Lab.
- Nie, Mancheater . - powiedziała El z uśmiechem.
- Często tu przyjeżdżasz? - spytał.
- Całkiem często. Głównie żeby odwiedzić dziewczyny.
- A ty? Gdzie aktualnie mieszkasz? - spytałam.
- Właśnie tutaj. - powiedział uśmiechając się. - Teraz poznaję ludzi, żeby było z kim spędzać czas. 
Uśmiechnęłam się.
***

Spojrzałam na zegarek. Cholera, 19.59 . Kuba się wkurzy. Czas szybko zleciał.
- Przepraszam was, ale muszę już iść. - powiedziałam przepraszająco.
- Dlaczego? - Spytał Timothy.
- Bo jestem już umówiona. 
- Spoko, to leć. - odpowiedział przytulając mnie. - Miło było.
- Czekaj, czekaj... z kim wychodzisz? - spytała podejrzliwie Wiktoria.
- Sory, jestem spóźniona! - krzyknęłam biegnąc do drzwi.
Kurde. Wstała. Już wie. Szlag. 
Szybko pobiegłam w stronę domu. Przed zakrętem zwolniłam. Niech sobie nie myśli, że jestem na każde jego zawołanie. W pewnym momencie podjechał z piskiem opon do mnie samochód. Wystraszyłam się.
- Spóźniłaś się.- powiedział Kuba.
- Tylko kilka minut. - odpowiedziałam krótko.
- Wsiadaj.
Spojrzałam podejrzliwie na samochód.
- Cholera, to ten sam ja, gdybym chciał ci coś zrobić, już dawno byś nie żyła.
Wyszedł. Już myślałam, że do mnie podejdzie, ale on poszedł do drugich drzwi i je otworzył.
- Błagam... nie zachowuj się tak. 
Wsiadłam bez słowa. Zapięłam pasy. Patrzyłam przed siebie. Nic nie mówiłam. To moja taktyka. Zawsze tak robię. Tak się zachowuję, gdy jestem na prawdę zdenerwowana. Jechaliśmy bez słowa. Powoli zbliżaliśmy się do końca miasta. Nie pytałam gdzie jedziemy. Ufałam mu. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi. W pewnym momencie zatrzymał się na jakimś parkingu i wyłączył samochód.
- Poważnie? Jechałeś aż tutaj, żeby zatrzymać się na jakimś parkingu.
Zamknął drzwi na klucz. Co on wymyślił?
- Nie chcę, żebyś uciekła. Proszę, wysłuchaj mnie.
Patrzyłam się w przestrzeń. Nic nie odpowiedziałam. Złapał mnie za rękę. Nie... jejku, jego dotyk jest taki przyjemny. Jestem pełna wahania i sprzeczności.
- Ja nie wiem dlaczego taki jestem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Jestem taki od zawsze. Od jej śmierci. Ona była dla mnie bardzo ważna. Gdy zmarła, przestałem wierzyć. Nie wierzyłem w dosłownie nic. Nie przeszkadzało mi to. Takie życie bez żadnych zasad. Laski na jedną noc, alkohol, znajomi. Wszystko wydawało się być piękne. Ale.. za każdym razem jak patrzyłem na jej zdjęcie.. wracał smutek. Zdałem sobie sprawę, że nie jestem szczęśliwy. Dlatego tu przyjechałem Chciałem zacząć od nowa. Jak się zgubiłem.. wtedy, gdy mnie znalazłaś. Myślałem, że to nic nie da... że wpakowałem się w gówno. A ty mi pomogłaś. Tak po prostu. Wiesz od jak dawna mi nikt nie pomógł? Głupie wskazanie drogi to był kurwa problem. A ty mnie zaprowadziłaś. Poznałaś z ludźmi. Na początku myślałem, że cię poderwę, pobawimy się i zapomnę.
Co?
-Ale tak się nie stało... Po raz pierwszy od bardzo dawna czuję się lepiej. - kontynuował. - Gdy się z tobą spotykam jestem szczęśliwy. Nie umiem tego wyjaśnić... to tak jakby wszystko nagle odżywało. Stawało się kolorowe. Z szarego na kolorowe. Gdy cię nie ma, jest mi smutno. Na początku myślałem, że mi przejdzie.. że to tylko zauroczenie czy coś. Później się o to modliłem.. nie chciałem się zakochiwać... Po prostu miałem blokadę na miłość. Ale ty ją zniosłaś. Dotarło do mnie, że jesteś dla mnie dobra. Dobrze na mnie działasz. Stwierdziłem, że się postaram... A tu pierdolnąłem taką głupotę. Ja staram się być spokojny... udaje mi się z innymi. Ale jeśli chodzi o ciebie... to.. to ja.. po prostu nie umiem. A jak zobaczyłem cię wtedy z nim.. nawet nie wiesz jak cierpiałem. Myśl o tym, że mogłabyś mnie zostawić.... jest okropna. Ja na takie emocje reaguję agresją. Tak mi zostało. Musisz to po prostu zrozumieć i zaakceptować... bo ja.. po prostu cię kocham. Jezu, wreszcie to powiedziałem. Wiem, że to głupie, znamy się kilka dni.. ale ja po prostu to czuję i nad tym nie panuję.
Chwila ciszy. Nie wiem co myśleć. 
- I błagam, powiedz coś, bo zwariuję. - powiedział błagalnie.
-Ja... ja.. ja nie wiem co mam powiedzieć. Jeszcze nigdy nie byłam tak zdezorientowana.
- Mów cokolwiek. Cokolwiek. Lubię twój głos.
- Ty chcesz żebym zaakceptowała, to że możesz mnie w każdej chwili uderzyć? To nie jest normalne. Nigdy tego nie zaakceptuję.
Cały się spiął.
- To jest na prawdę trudne. Nie jestem Rihanną, nie lubię takich rzeczy.
- Ale spróbuj.. proszę.. bo jeśli ty mnie nie zaakceptujesz.. to ja nigdy tego nie zrobię.
- Mogę się nad tym zastanowić? Proszę? - spytałam.
- Ok, masz pięc minut. - odpowiedział.
- Słucham?
- Nie pytaj. Myśl.
Czy ja tego chcę? Chcę? Chcę i to bardzo. Ale... to nie będzie mądre... on może mi coś zrobić.. Jejku, boję się... nie wiem. Na serio nie wiem co mam robić. Chyba powinnam.. tak, wiem co powinnam. I zrobię to co powinnam. Zawsze tak myślałam i robiłam i nie zmienię tego. On nie jest jakimś wyjątkiem. Dobra, może jest, ale nie zmienię mojego myślenia tylko dla niego.
- Wiem co zrobię. I nic tego nie zmieni. - powiedziałam.
On nachylił się i mnie pocałował.Długo i namiętnie.
- Chciałem to zrobić. Chociaż ten ostatni raz.
- Więc, pewnie się domyślasz, że...