czwartek, 11 lipca 2013

XXXIX

- Co ty tu robisz? – pisnęłam.
- Znasz go? – spytał zdziwiony szef.
- Tak, błagam, puśćcie go, to nie kryminalista. – jęknęłam.
- Dobra… ale wyprowadź go z budynku.
- Dobrze.
Pociągnęłam go za rękę i wyprowadziłam.
- Co ty zrobiłeś?! – krzyknęłam od razu.
- Nic wielkiego..
- KUBA!
- Tylko chciałem z nim porozmawiać.. jejku nic wielkiego.
- O czym?
- O programie… - powiedział niepewnie.
- I po co?
Byłam zdenerwowana.
- Żeby z niego zrezygnowali…
- I tak tego nie zrobią! Mogłeś mi powiedzieć… będę miała kłopoty..
- Nie będziesz, wyluzuj.. nic nie zrobiłem.
- Co im powiedziałeś?
- Niewiele, nie chciał słuchać.
- To dlaczego cię wyprowadzili? – nie rozumiałam.
- Jeszcze się nie domyśliłaś? Nie chciał mnie…
- Podniosłeś na niego rękę?! – pisnęłam.
- No… tak jakby..
- ONI MNIE WYWALĄ!
- Wcale nie, nie przesadzaj…
- JAK TO NIE PRZESADZAJ?! CZY TY NIE ROZUMIESZ CO ZROBIŁEŚ?!
- Wyluzuj..
- Niks.. musisz wracać. – Josh nam przerwał.
- Już idę. – odpowiedziałam mu. – Pogadamy sobie później. – skierowałam się do Kuby.
Weszłam do studia. Program musiał zacząć, więc nikt nie mógł mi nic zrobić. Dobrze.

***


- Nie wierzę, jak mogłeś to zrobić?! – wykrzyknęłam wchodząc do salonu.
- Normalnie. – wzruszył ramionami. – Już się uspokój, nic ci nie jest.
- Właśnie, że jest! Nawet nie wiesz, jaki opieprz dostałam!
- Nic ci nie jest..
- KUŹWA KUBA! POSZEDŁEŚ I NAROBIŁEŚ MI KŁOPOTÓW! NAWET PRZEPRASZAM NIE POWIESZ?!
- Przepraszam. – powiedział.
Całkiem gładko poszło.
- Bardzo cię przepraszam… to był taki trochę spontan. – powiedział i podszedł do mnie.
- Zdenerwowałeś mnie… - jęknęłam. – Zostaw moją pracę w spokoju.
- Dobrze. – przytulił mnie mocno. – Mam dla ciebie jedzenie.
- To dobrze. Jestem głodna.
Kuba się zaśmiał.
- W lodówce. Przygotować ci? – spytał.
- Poproszę. – powiedziałam i cmoknęłam go w usta.
Przygotował to w 5 minut. Postawił na stole, a ja stałam i patrzyłam się jak głupia. Jak ktoś tak idealny może mieć tyle wad? Stał i patrzył się na mnie. Zaczął iść w moim kierunku.. Uciekać? Nie, zobaczę co zrobi. Podszedł wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Wybuchłam śmiechem, a on okręcił nas wokół własnej osi, śmiejąc się razem ze mną. Mocno go przytuliłam, co zakręcił się całkiem gwałtownie. Zaśmiał się ze mnie i odłożył na krześle. Wzięłam sztućce i spróbowałam kurczaka, który leżał przede mną na talerzu.
- Mmm, dobre. – powiedziałam.
- Wiem to. – zaśmiał się. – Ale dziękuję.
- Nie ma za co. – zaśmiałam się.
Nastała cisza… Kuba patrzył się na swoje palce a ja jadłam. Trochę dziwne, zazwyczaj patrzy się na mnie. Postanowiłam nie pytać, sam mi powie. W swoim czasie. Cały czas jadłam, to było przepyszne.
- Monika… - zaczął wreszcie.
- Tak?
- Jest sprawa… - nie odzywałam się. – Ja… będę musiał wyjechać.
Co? Nie chcę, żeby wyjeżdżał…
- Ok… - powiedziałam cicho. – Na ile?
- Nie aż tak długo..
- Ile?
- 2 miesiące.
- CO?! – pisnęłam.
- Wiem, też nie za bardzo chcę jechać, ale muszę… Jedziemy nad morze, nauczą nas przyrządzać prawdziwe owoce morza.
- Aż dwa miesiące?! Przecież to cholernie długo!
- Wiem to. – mówił spokojnie. – Jest wyjście..
- Jakie? – spytałam od razu.
- Możesz ze mną jechać. – odpowiedział niepewnie.
- Dobrze wiesz, że nie mogę.. mam pracę.. studia… życie. Muszę tu zostać.
- Tak sądziłem… ale zapytać zawsze warto. – uśmiechnął się smutno.
- Nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Na pewno nie na AŻ dwa miesiące!
- Wiem kochanie… ale muszę. Dobrze wiesz, jakby ciebie wysłali, też byś musiała.
- Wiem… ale… to długo…
- Wiem, nie tylko dla ciebie to długo. – jęknął. – Ledwo co dzień bez ciebie wytrzymuję, a co dopiero aż dwa miesiące.
- Nie chcę tego… musisz?
- Muszę.
- Ughh… kiedy?
- Pojutrze.
Upuściłam widelec. CO?!
- Dowiedziałem się dzisiaj.. nie wiedziałem.
- Jak to pojutrze?! – pisnęłam. – Nie mogą tego robić!
- Mogą. Niestety.
Jak to pojutrze? To przecież… za szybko. Zdecydowanie za szybko. Tak szybko na aż dwa miesiące…
- Nie.. - jęknęłam.

Wstałam i poszłam po szklankę wody. Dwa miesiące. Dwa miesiące bez niego. Przecież ja zwariuję. Poczułam jego ramiona na sobie i odstawiłam szklankę. Położył mi głowę na ramieniu i oplótł rękoma w pasie. Odwróciłam się do niego przodem, a on mnie pocałował. Wtuliłam się w jego tors. Złapał mnie za tyłek i delikatnie ścisnął. Zaśmiałam się i oplotłam go nogami, a on przeniósł mnie do sypialni. Zaśmiałam się. Mogłam się tego spodziewać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz