Najpierw bardzo przepraszam, ale miałam trochę problemów. Nie wiem , czy na pewno rozdziały będą regularnie.
Dwa miesiące. Dwa cholerne miesiące, które ciągnęły się jak dwadzieścia lat. Codziennie zasypiałam myśląc o nim, martwiąc się. I wreszcie po tych dwóch miesiącach stoję tu i czekam na niego. Wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień, na który czekałam tyle czasu. Niech on szybciej wychodzi, za bardzo się stęskniłam. Skype to nie to samo co rozmowa twarzą w twarz. Wreszcie dostrzegłam znajomą twarz. Uśmiechnęłam się. On też mnie zauważył. Nawet nie myślałam o tym co robię, zaczęłam biec w jego stronę, on puścił swoje rzeczy i rozłożył ramiona. Po kilkunastu sekundach znalazłam się w upragnionym miejscu. Strasznie się stęskniłam. Wtuliłam się w niego, a on trzymał mnie mocno. Staliśmy tak i nie przeszkadzało nam, że ludzie się patrzą. Dwa miesiące to długo. Naprawdę długo.
Dwa miesiące. Dwa cholerne miesiące, które ciągnęły się jak dwadzieścia lat. Codziennie zasypiałam myśląc o nim, martwiąc się. I wreszcie po tych dwóch miesiącach stoję tu i czekam na niego. Wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień, na który czekałam tyle czasu. Niech on szybciej wychodzi, za bardzo się stęskniłam. Skype to nie to samo co rozmowa twarzą w twarz. Wreszcie dostrzegłam znajomą twarz. Uśmiechnęłam się. On też mnie zauważył. Nawet nie myślałam o tym co robię, zaczęłam biec w jego stronę, on puścił swoje rzeczy i rozłożył ramiona. Po kilkunastu sekundach znalazłam się w upragnionym miejscu. Strasznie się stęskniłam. Wtuliłam się w niego, a on trzymał mnie mocno. Staliśmy tak i nie przeszkadzało nam, że ludzie się patrzą. Dwa miesiące to długo. Naprawdę długo.
-
Nawet nie wiesz jak się stęskniłem. – szepnął.
Podniosłam
głowę, spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
-
Uwierz mi, ja też. Bardzo, bardzo, bardzo.
Uśmiechnął
się i cmoknął mnie w usta.
-
Do domu? – spytał.
-
Jeszcze chwilkę. – jęknęłam.
Poczułam
ruszanie się klatki piersiowej, a zaraz po tym cichy chichot. Nie chciało mi
się go puszczać. Złapał mnie za ramiona, odsunął od siebie i przejechał
wzrokiem po moim ciele. Nie chciałam, żeby to robił, gdy wyjechał zaczęłam
więcej jeść i przytyło mi się z pięć kilogramów. Tak to jest, gdy jestem
smutna, zła, zmartwiona, szczęśliwa, gdy targają mną emocje to jem. Ale on się
tylko do mnie uśmiechnął.
-
Jak zawsze piękna. – powiedział. – Teraz tylko zauważam to bardziej.
Chyba
się zarumieniłam.
-
Tobie mogę powiedzieć to samo. Opaliłeś się. – dotknęłam jego twarzy.
-
Tylko troszkę. – zaśmiał się. – Chodź do domu.
-
Ok.
Wziął
walizki, ja wzięłam jedną, bo więcej mi nie pozwolił i poszliśmy do samochodu.
Po wpakowaniu wszystkiego do bagażnika, pojechaliśmy do domu.
-
Co tak pachnie? – spytał Kuba, gdy wszedł do środka.
-
Kolacja. – uśmiechnęłam się.
Tak,
postarałam się chyba, bo była lazania. Niby nie jest trudna, ale tu się bardzo
postarałam.
-
Miałem nadzieję, że to powiesz, bo jestem strasznie głodny.
-
Widzisz, tak właśnie myślałam, że jak wrócisz, to będziesz głodny.
-
Kocham cię. – powiedział i podszedł do mnie.
-
Ja ciebie też. – odpowiedziałam i wtuliłam się w niego.
Usiedliśmy
i jedząc opowiadaliśmy sobie co się działo przez te dwa miesiące. Zjedliśmy i
poszliśmy do salonu, żeby obejrzeć jakiś film. Leżeliśmy sobie, gdy w pewnym
momencie zaczęłam się źle czuć. Od razu usiadłam.
-
Co jest? – spytał Kuba.
Nie
zdążyłam odpowiedzieć, pobiegłam do łazienki, żeby zwymiotować.
-
Cholera. – syknęłam, gdy skończyłam.
-
Nic ci nie jest? – spytał Kuba, wchodząc do łazienki.
-
Nie wiem.. miałam tak już kilka razy. Chyba jest coś nie tak z moim żołądkiem.
-
Jutro pojedziesz do lekarza i się dowiesz. Jeśli wymiotujesz po posiłkach to
nie jest dobry znak. Może jakieś zatrucie?
-
Pewnie tak. – jęknęłam. – Nienawidzę być chora.
-
Nikt tego nie lubi. – zaśmiał się Kuba.
-
Na którą masz jutro? – spytałam.
-
Na 8. – jęknął.
-
Ja też… więc chodźmy może już spać.
-
Ok.
***
-
Dzień dobry. – powiedziałam podchodząc do rejestracji. – Ja byłam umówiona, na
godzinę 17, Monika Barnen.
-
Tak, teraz lekarz jeszcze kogoś przyjmuje, proszę usiąść i zaczekać.
-
Dobrze, dziękuję.
-
Nie ma za co.
Usiadłam
sobie na krześle i zaczęłam rozmyślać. Oby to nie było nic poważnego… oby nie
grypa żołądkowa. Może to po prostu jakaś niestrawność. Nie lubię siedzieć i
czekać. Szczególnie tutaj. Patrzeć jak wchodzą schorowani ludzie, szczególnie
dzieci. Okropne, zawsze jest mi smutno. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego
Bóg skazuje ludzi na choroby. To znaczy, nie sądzę żeby to była kara, bo
możliwe, że niektórym choroba jest potrzebna, bez niej byliby inni, gorsi. Nie
rozumiem też, dlaczego ludzie się śmiali z chorych osób. Nie chodzi mi o te przelotne
choroby. Chodzi mi o choroby, które trzymają się człowieka całe życie. Przecież
oni nie mają wpływu na to, czy są chorzy, czy nie. Przecież nawet chory nie
oznacza gorszy. Dlaczego jest gorszy? Właśnie wręcz przeciwnie… jest lepszy.
Wytrzymuje z poważną chorobą całe życie. Walczy z nią. Ma siłę. Gdyby teraz
większość ludzi zachorowało na jakąś nieuleczalną chorobę, to pewnie nie
poradziliby sobie psychicznie, bo może fizycznie jeszcze tak. Dlatego ja zawsze
podziwiam chorych. Mimo swojego losu potrafili być uśmiechnięci, często nawet
bardziej niż zdrowi. Trzeba być naprawdę silnym.
-
Zapraszam. – głos doktora wyrwał mnie z rozmyślań.
Weszłam
do gabinetu i usiadłam na krześle. Opowiedziałam mu jak się czuję.
-
Proszę się tu położyć.
Zrobiłam
to co kazał, a on zaczął mi jeździć ręką po brzuchu. W pewnym momencie
zatrzymał rękę i spojrzał się na mnie dziwnym wzrokiem.
-
Wie pani co…? – zaczął. – Wydaje mi się, że powinien to zobaczyć ginekolog.
Otworzyłam
szerzej oczy.
-
C- co? – jęknęłam.
-
Podejrzewam, że jest pani po prostu w ciąży.
Serce
stanęło mi w miejscu. CO?! Miałam ochotę uciec z krzykiem. To nie jest możliwe.
NIE JEST MOŻLIWE. Przecież… przecież wszystko było ok, prezerwatywa ma dużą
skuteczność…
-
To musi być pomyłka.. to nie jest możliwe… - powiedziałam niewyraźnie.
-
Możliwe, że to pomyłka, dlatego powinien obejrzeć panią ginekolog.
-
Dobrze.
-
Zaraz pani to załatwię, żeby nie musiała pani przychodzić dwadzieścia razy. –
uśmiechnął się do mnie.
-
Dziękuję. – wymusiłam coś na kształt uśmiechu.
Wyszedł.
-
Boże.. – jęknęłam sama do siebie.
To
na pewno pomyłka. Przecież… nie. Chcę dziecka. Nawet kilkoro dzieci… ale nie
teraz. Jezu, w co ja się wpakowałam, jestem z nim przez 4 miesiące i wpadłam.
Jak jakaś dziwka. Kto normalny zachodzi w ciążę z chłopakiem, którego zna 4
miesiące? Kocham go, ale to naprawdę krótki okres czasu. Jeśli mnie zostawi?
Przecież jak mnie zostawi… to ja sobie nie poradzę… już nawet nie chodzi o
dziecko. Ja ledwo co przeżyłam dwa miesiące ze świadomością, że wróci. Niby te głupie
4 miesiące to tak krótko.. ale ja nie umiem bez niego właściwie funkcjonować. Niech
mnie nie zostawi… jeśli faktycznie jestem w ciąży (oby nie), niech mnie nie
zostawi. Tego bym nie zniosła. Może pokocha to dziecko. W końcu to jego
dziecko. Tylko z nim uprawiałam seks. Nie jest możliwe, żeby zwątpił w to, że
jest ojcem. Nie ma takiej możliwości. Oby nie powiedział, że go zdradziłam
przez te dwa miesiące. Nie miałabym chyba takiej możliwości, bo całe noce
rozmawialiśmy przez telefon. On mi ufa. Będzie dobrze. Będzie dobrze. Będzie
dobrze. Używałam tych słów jak zaklęcia. Będzie dobrze, nie może być źle. NIE
MOŻE. Mam 21 lat, mogę już mieć dziecko. On ma 22. Kiedyś ludzie mieli dzieci
tak wcześnie. Ogarnął mnie strach. Nie wiem co myśleć, czy się cieszyć, czy
płakać. Powinnam się cieszyć. Będę matką.. Jezu, sama dopiero się rodziłam…
Pamiętam jak byłam mała… a teraz sama będę matką.. Nie, jeszcze nic nie
wiadomo, zaraz dowiemy się czy na pewno jestem w ciąży. W tym momencie
otworzyły się drzwi i weszła jakaś kobieta.
-
Proszę ze mną. – uśmiechnęła się.
I
czas poznać prawdę.
Poszłam
za tą kobietą, weszłyśmy do jakiegoś gabinetu.
-
Jestem doktor Moore. Robiła sobie pani test ciążowy?
-
N- nie.. nie spodziewałam się ciąży.
-
Dobrze, to tutaj mam.. – schyliła się i wyjęła pudełeczko. – Proszę, tam jest
toaleta.
-
Mhm. – mruknęłam i udałam się w skazane przez nią miejsce.
Negatywny,
negatywny, negatywny. Następne zaklęcie. NEGATYWY, MA WYJŚĆ NEGATYWNY.
Poczekałam, wzięłam go do ręki. Cholera. Mocniej go zgniotłam i wróciłam do
gabinetu. Pani Moore spojrzała na mnie
pytająco.
-
Pozytywny. – powiedziałam, próbując zamaskować rozgoryczenie i smutek.
-
No cóż, teraz panią zbadam i dowiemy się więcej szczegółów.
Boże…
mam w sobie dziecko. To jest takie… dziwne uczucie. Właśnie ktoś we mnie
rośnie. Ciekawe czy to chłopczyk, czy dziewczynka. Co ja bym wolała? Raczej
chłopczyka. Żeby opiekował się później siostrą. Tak. Ciekawe jak zareaguje Kuba? Powiedzieć mu
dzisiaj, czy najpierw przygotować go do tego, a potem mu powiedzieć? Nie mam
pojęcia. Nigdy nie miałam takiej sytuacji, nie byłam świadkiem takiej sytuacji.
Jedna z niewielu sytuacji, w których nie wiem co zrobić.
-
Jest to drugi miesiąc. – powiedziała doktor Moore.
Nie
dziwię się, przecież nie mogłoby być inaczej. Nie zdradziłam go, to jest jego
dziecko. A, że ostatnio działo się przed jego wyjazdem… mogłam poczekać dłużej,
dlaczego tego nie zrobiłam?
-
Tu widzi pani, jest główka.
Spojrzałam
na monitor. Jaka malutka postać. Strasznie malutka. W dodatku znajduje się ona
w moim brzuchu. Jest piękna. Ale dlaczego musiała się pojawić akurat teraz?
-
Wydrukować? – spytała.
-
Poproszę. – wydukałam.
-
Tu ma pani broszurkę, jak pani powinna wiedzieć musi teraz pani trochę się
ograniczać, ale to tylko dla zdrowia dziecka.
-
Tak, wiem..
-
No i to by było na tyle, będziemy musiały się jeszcze umówić, jakoś za miesiąc.
-
Dobrze.
-
Tutaj, moja wizytówka. – podała. – Proszę się skontaktować.
-
Dobrze.
-
To tyle, dziękuje, dowidzenia.
-
Dowidzenia. – powiedziałam i wyszłam.
Szłam
do samochodu jak w transie. Byłam nieobecna, z daleka pewnie wyglądałam jak
zombie. Nie wiedziałam co myśleć, więc nic nie myślałam, mimo że głowa prawie
eksplodowała od nadmiaru myśli, nie skupiałam się na nich. Nie chciałam
wyobrażać sobie jak będzie. Jak będzie, tak będzie. Nie warto nad tym
rozmyślać, jeszcze się rozczaruję, a jeśli nie skupię się nad tym, to może będę
miło zaskoczona? Dojechałam do domu i weszłam do środka. Spojrzałam na zegarek:
19.58.
-
Jestem! – krzyknęłam, wiedząc , że Kuba już wrócił.
Dodatkowo
czułam rozkoszny zapach. Szkoda tylko, że nie mam apetytu. Nic mnie nie zachęci
do jedzenia.
-
Hej kochanie. – Kuba podszedł do mnie i cmoknął w usta.
-
Cześć. – wymusiłam uśmiech.
-
Głodna? – spytał.
-
Nie za bardzo..
-
Jadłaś coś?
-
Tak. – skłamałam.
-
Dlaczego? Wiedziałaś, że pewnie coś zrobię.
-
Wiem, ale już nie mogłam wytrzymać.. – brnęłam dalej.
-
No ok, ale zjedz tylko troszkę. Ze mną. Lub wypij herbatę. Cokolwiek, tylko ze
mną usiądź.
-
Dobrze, zaparzę sobie miętę.
-
Ok, czekam w jadalni. – powiedział i poszedł.
Poszłam
do kuchni i szybko zaparzyłam sobie ulubioną miętę. Napiłam się trochę i
uspokoiłam. Udałam się z kubkiem do jadalni i usiadłam naprzeciwko Kuby.
-
Jak ci minął dzień? – spytałam.
-
Całkiem przyjemnie. Na uczelni jak zawsze, a w pracy sporo klientów. Trudno nam
było wszystko ogarnąć, ale daliśmy radę. A co tam u ciebie?
Powiedzieć,
czy nie?
-
Jak zawsze. Na uczelni trochę ciekawiej, odwiedziła nas pani James,
dziennikarka BBC, w pracy jak zawsze super, tam nigdy nie ma nudy.
-
Wiem, słuchamy tego radia w kuchni.
-
To dobrze. – uśmiechnęłam się blado.
Zapadła
niezręczna cisza. Powiedzieć, nie powiedzieć? Myśli ciągle krążyły po mojej
głowie.
-
Monika, wszystko ok? – spytał Kuba. – Intensywnie nad czymś myślisz.
-
Wszystko ok.. – powiedziałam niepewnie.
-
Nie okłamuj mnie, jesteś blada, nie jesz i jesteś nieobecna myślami. Coś się
stało?
Nie
powiem mu.. boję się.. No dalej, powiedz mu. POWIEDZ MU MA PRAWO WIEDZIEĆ!
-
Jestem… w ciąży. – wydukałam.
Otworzył
szerzej oczy. Następnie je zamknął i chwilę później otworzył. Próbował się
uspokoić.
-
Byłaś u lekarza? Sprawdzałaś to? Pewnie ci się wydaje, to, że źle się czujesz nie
oznacza, że jesteś w ciąży, dużo by było…
-
Byłam u lekarza. – przerwałam mu.
Zamknął
oczy i się nie odzywał.
-
Ja wiem, że to nie najlepszy czas, sama jestem zdziwiona, przecież byliśmy
zabezpieczeni, ale nic na to nie poradzę…
-
Ty podpuszczalska dziwko. – syknął przez zęby, otwierając oczy. – Jak mogłaś?!
Zesztywniałam.
-
Słucham?
-
DWA MIESIĄCE! DWA GŁUPIE MIESIĄCE MNIE NIE MA, A TY JUŻ LECISZ DO INNEGO?!
-
Co? Kuba, co ty mówisz, nie zdradziłam cię.. jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć?
Przecież..
-
Jestem bezpłodny. – warknął.
COOOOO?!