środa, 24 kwietnia 2013

XII

- Więc pewnie domyślasz się, że jestem totalnie głupia i chcę spróbować. Ale przysięgam ci, że jeżeli poleje się chociaż jedna kropla krwi... to.. to nie wiem co ci zrobię, ale miłe to nie będzie. 
Otworzył szerzej oczy. Co myślałeś, że mi nie zależy idioto?
- I od początku miałaś taki zamiar... dręczyłaś mnie tym nic nie mówieniem, a od początku wiedziałaś co zrobisz?
- Nie. Miałam zamiar wyrzucić cię z głowy, znienawidzić imię Jakub i kupić sobie kotka. Chociaż nie, psa, wolę psy.
- Na serio? - spytał zdziwiony.
- Nie.
Zapadła cisza. Kuba był zdezorientowany. I dobrze. Też jestem.
- Skoro się zgodziłaś... to mam niespodziankę. - powiedział niepewnie.
Spojrzałam w jego stronę. Co?
- Zaraz zobaczysz. Ale... chciałbym założyć ci opaskę na oczy.
O nie...nie, nie, nie. Nie lubię takich zabaw.
- Proszę. Chcę, żeby to była niespodzianka. 
Już miałam odmówić, ale gdy zobaczyłam w nim małe dziecko, które bardzo się stara nie mogłam tego zrobić. Muszę mu bardziej zaufać. Skoro obiecałam, że spróbuję.
- Dobrze. 
Powoli i delikatnie związał mi opaskę na oczach. Później delikatnie pocałował i wyszedł z samochodu. Po chwili usłyszałam jak otwiera drzwi od mojej strony. Wziął mnie za rękę i wyprowadził.
- Wezmę cię na ręce, bo jest tu strasznie nierówno.
- Mhm. - zgodziłam się.
Jejku, jaki on delikatny. Fajnie tak jak ktoś cię nosi na rękach. Dawno nikt tego nie robił. Przeszliśmy jakieś 5 minut drogi i mnie postawił. Jego podekscytowanie powoli przechodziło na mnie. Powoli odstawił mnie za ziemię.
- Widzisz coś?- spytał.
- Nic a nic.
- To dobrze.
Co to może być? Nie mogłam się doczekać. Poczułam jak delikatnie rozwiązuje opaskę. Powoli zaczynałam widzieć, a on przytulił mnie od tyłu.
- Przepraszam. Na prawdę nie wiesz, jak źle się czuję z tym co zrobiłem.
Rozejrzałam się. Altanka ozdobiona ślicznymi lampionami w środku nakryty stół. Wszędzie kwiaty. Mały mostek, a pod nim strumyczek. Jakie to urocze i proste w jednym. Stałam, nie wiedząc co powiedzieć. To dla mnie. Jeszcze żaden chłopak nie zrobił dla mnie czegoś takiego. NIGDY. Wiem, że czekał aż coś powiem.. ale na prawdę nie wiedziałam co. On czekał.. nie mogę tak nic nie powiedzieć... pomyśli, że mi się nie podoba.
- To.. jest na prawdę piękne i urocze. Bardzo się postarałeś i ja to doceniam. - nic innego ni przyszło mi do głowy.
Przytulił mnie jeszcze mocniej. Coś czuję, że on też nie wie co zrobić. A mi pasowało stanie i nic nie mówienie. Najgorsze jest to, że nie mogę stać tu za długo, będę musiała wracać, bo mnie zabiją. 
- Wiesz... z chęcią bym jeszcze postała, ale ty pewnie masz jakieś plany, a ja będę musiała wrócić do domu.
- Wcale nie musisz wracać.
- Dobrze wiesz, że muszę.
Cisza.
- Więc masz jakieś plany?
- Mam niby jakieś. 
Wziął mnie za rękę i odsunął mi krzesło. Usiadłam. Śliczne świeczki. Uwielbiam świeczki. Są takie śliczne.
- Tym wszystkim chciałem po prostu ci pokazać, że na prawdę żałuję.
- Ile ci to wszystko zajęło?
- No cóż... zaraz po tym jak wyrzuciłaś mnie z domu poszedłem tu, bo nie miałem co ze sobą zrobić po prostu.. i wpadłem na pomysł, że muszę coś zrobić, pokazać, że mi zależy. Nigdy nie lubiłem siedzenia i narzekania. Trzeba działać.
- Robiłeś to do 20?
- Do 19. Musiałem jeszcze pojechać, wziąć prysznic i pojechać po ciebie.
- To kochane. Na prawdę.
- Często mówisz "na prawdę". - powiedział uśmiechając tak jak tylko on potrafi.
- Na prawdę? Nigdy tak na prawdę tego nie zauważyłam.
- Czyżby? - kocham ten uśmiech. Kocham, KOCHAM.
- Na prawdę. - powiedziałam uśmiechając się jeszcze bardziej.
Zagryzł wargę żeby nie wybuchnąć śmiechem i spojrzał w bok.
- Czy ty się ze mną drażnisz? - spytał ze śmiechem.
- Może... Jeśli tak to co? - spytałam delikatnie wystraszona. Spokojnie, luuuz.
- Wiesz jak reaguje na mnie drażnienie? - spytał poważnie.
- Nie mam pojęcia. Na prawdę. - powoli odsunęłam krzesło.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Na prawdę? - spytał.
- Na prawdę. - odpowiedziałam szybko.
W tym samym momencie zerwaliśmy się z krzeseł. Ja zaczęłam uciekać a on mnie gonić.
- Pamiętasz jak się to ostatnio skończyło?! - krzyknął do mnie.
- Tak. - odpowiedziałam śmiechem.
Tym razem tak nie będzie. Nie mam gdzie się wywalić. Cholera byłam szybsza. On był coraz dalej. Zatrzymał się. Dlaczego on się zatrzymał. Spojrzałam przed siebie. CHOLERA JAKI OGROMNY PIES. O KUŹWA. Od razu zawróciłam. Nie powinnam biec. Zwolniłam i zaczęłam powoli iść. Pies mi się przyglądał. Zaraz się na mnie rzuci, daję głowę. Zaczęłam robić większe kroki.
- Zgaduję, że to nie jest Twój pies.. - powiedziałam do Kuby.
- Wiesz.. niestety chciałbym powiedzieć, że to mój... ale... nie.
- Super.
- Biegniemy? - spytał 
- To nie byłoby bezpieczne.
Pies warknął i zrobił krok w naszą stronę. Szybkim krokiem oddaliliśmy się od niego. On zrobił następny.
- Może jednak? - spytał Kuba.
- Kuba, psy są o wiele szybsze od człowieka.
- Mamy parę metrów przewagi, zostało 5 minut spokojnym krokiem do samochodu, minuta biegiem, a my szybko biegamy.
- Ok.
Szybko pobiegliśmy a pies ruszył za nami. 
- Otwarty? - krzyknęłam.
- Tak. Szybko.
Szybko otworzyłam byle które drzwi i wpadłam do samochodu. Kuba jakieś 2 sekundy po mnie. Pies dobiegł do nas po jakiś 5 sekundach.
- Cholera. - powiedziałam.
- Mało brakowało.
Zaczęłam się śmiać. Spojrzał na mnie pytająco. Po chwili sam zaczął się śmiać. Siedzieliśmy, pies szczekał a my się śmieliśmy jak idioci.
- Która godzina? - spytałam.
- W pół do pierwszej.
- To lepiej wracajmy.
Bez słowa odpalił samochód i pojechaliśmy. Jechaliśmy tak w ciszy.
- Było fajnie. - powiedziałam.
- Gdyby nie ten pies... - powiedział Kuba z goryczą.- Zupełnie o nim zapomniałem.
- Wiedziałeś o nim?
- Tak to podwórko znajomego.
- I ten pies cię nie znał?
- Nie. To jest jakby jego ogródek, ale z daleka od domu. Rzadko tam bywamy. 
- Rozumiem. - odpowiedziałam.
Zaczęłam się rozglądać. Jeszcze nigdy nie byłam w tej okolicy. Ciekawe czy to bardzo daleko ode mnie. Chyba nie.. Oby wszyscy spali.. Nie mam ochoty na awantury.
- Jeszcze raz przepraszam.Cały czas czuję się głupio. - powiedział gdy zatrzymaliśmy się na światłach. Dopiero teraz zauważyłam, że ma rozciętą wargę.
- Ja też przepraszam.. nie chciałam rozwalić twoich ust. Całkiem je lubię.
Uśmiechnął się.
- Dobrze zareagowałaś. Mogłem się tego spodziewać. Bardzo wszyscy są wkurzeni?
- Bardzo bardzo. Nie sądzę by byli zadowoleni z tego co właśnie robię.
- Z siedzenia? - spytał.
- Nie, z bycia z tobą. Wiki próbowała mnie zatrzymać. - powiedziałam niepewnie.
- To twoje życie i twoje decyzje. Ona nie jest twoją matką.
- Ale się martwi. To normalne. - powiedziałam biorąc w obronę przyjaciółkę. - Lubiła cię... do tej pory.
- Ja ją też.
Zapadła niezręczna cisza. Zauważyłam, że jesteśmy blisko domu. Czyli nie jest daleko tak jak myślałam. Nie lubię niezręcznej ciszy. Zresztą kto lubi?
- Mam nadzieję, że nie dostaniesz za mnie opieprzu.
- Nic mi nie będzie. Dostawałam go nie raz i nie dwa. - powiedziałam uśmiechając się.
- Czyżby Wiktoria była taka opiekuńcza? 
- Tylko troszkę.
Skręcił i zatrzymał samochód.
- Jesteśmy. - powiedział uśmiechając się. - Dziękuję.
- To ja dziękuję. - powiedziałam, dałam mu buziaka w policzek i wysiadłam.
Od razu zapaliło się światło przed wejściem i wyszła Wiktoria. I Dan. I El. I Harry, Liam, Louis, Zayn i Niall. Będzie źle. Kuba wyszedł z samochodu
- Nie musisz mnie odprowadzać. - powiedziałam.
Błagam nie rób tego.
- Muszę. Tak nakazuje kultura.
Będzie źle. Wziął mnie za rękę i spokojnie zaczęliśmy iść w stronę domu. Wiktoria była wściekła. Jak wszyscy zresztą. Powoli do nich podeszliśmy.
- Oddaję ją. - powiedział i puścił moją rękę.
Harry od razu mnie do siebie przyciągnął. Nie Styles, nie rób tego. Kuba się spiął. A on mnie jeszcze przytulił.
- Dzięki.- powiedziała Wiktoria.- Martwiliśmy się.
- Bez przesady.. - zaczęli rozmawiać o czymś, ale nie skupiłam się na nich.
- W co ty się bawisz Styles? - syknęłam cicho. - Puszczaj.
- Nie puszczę cię dopóki on nie pójdzie.
- Puszczaj, bo połażujesz. 
- Nie. - odpowiedział krótko.
- Błagam Harry, puść mnie. - powiedziałam trochę głośniej.
On nie zareagował.
- Harry kurwa, nie drażnij mnie.
- Poprosiła żebyś ją zostawił. - powiedział Kuba.
Szlag, szlag, szlag.
- Słyszałem. Ale ona nie wie co dla niej dobre. Dlatego ja przypilnuję, żeby miała to co dobre, nawet gdyby błagała, żebym tego nie robił.
Cholera, czemu on jest taki silny.
- Po prostu ją puść. Nie sądzę żeby ktoś jej coś teraz zrobił. - powiedział spokojnie. Za spokojnie.. zaraz będzie źle.
- A ja sądzę. - powiedział Harry.
- Harry.. - spróbowałam coś powiedzieć.
- Ona tego nie chce. Jest dorosła, nie masz prawa robić rzeczy wbrew jej woli.
- Kurde, po prostu mnie puść Harry i wszystko będzie dobrze. Pójdziemy do domu, wypijemy kakao czy coś.
- A będziesz spała ze mną? - spytał Hazza rozluźniając uścisk.
Po cholerę to mówiłeś. Dalej wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Kuba uderzył Harrego, Harry mnie puścił i się zachwiał. Szybko podeszła reszta chłopców. Wiktoria z Lou mnie złapali. Harry się zamachnął Zayn go przytrzymał. Kuba zrobił krok w jego stronę. Próbowałam się wyrwać. Kuba zrobił drugi krok, Harry wymachiwał ręką. W końcu wyrwał się Zaynowi i uderzył Kubę. Lou szybko do niego pobiegł, tak samo jak reszta. Skorzystając z okazji wyrwałam się Wiktorii i szybko podbiegłam do Kuby mocno go przytulając.
- Przestań. Błagam. - powiedziałam. On stał, nawet mnie nie objął. Był wkurzony. Wkurwiony. Z oczu zaczęły mi lecieć łzy. - Proszę. - szepnęłam.
Kuba mnie objął. Jest dobrze. Oni stali i nie wierzyli za bardzo w to co widzą. Nie dziwię się. Dziewczyna przytula chłopaka, który po raz kolejny uderzył jej przyjaciela.
- Spałaś z nim? - spytał.
- Zależy w jakim sensie. W jednym łóżku owszem, ale z wieloma osobami tak spałam. Nigdy z nim do niczego nie doszło,nie kocham go w ten sposób. - powiedziałam szybko.
Nic nie powiedział. Odwróciłam się w ich stronę.
- Możecie wejść do środka? - spytałam.
- Nie. - odpowiedziała Wiki.
- JUŻ! - wakrnęłam.
Chłopaki od razu zrobili to o co poprosiłam. Dziewczyny z niechęcią, ale wiedziały, żeby lepiej mnie teraz nie denerwować.
- Przepraszam. - powiedział Kuba.- Nie powinienem.
- Widziałam, że się starałeś, ale nie powinieneś. Wiem, że cię wkurzył. Mnie też. Ale założę się, że Wiktoria mu kazała.
Przytulił mnie mocniej.
- Nie chcę żebyś mnie teraz zostawiała.
- I tak już sobie nagrabiłam. Muszę tam iść.
Zatopił głowę w moich włosach. Był tylko trochę wyższy. Z czego się cieszyłam, zawsze byłam niska i zawsze chciałam mieć tylko trochę wyższego chłopaka. On jest idealny. Mogę założyć szpilki, ale bez niech też nie ma wielkiej różnicy.
- Przepraszam. - powtórzył. - To wszystko przeze mnie. Nie umiem się opanować.
- Nie tylko przez ciebie. On cię sprowokował. Nie powinien był.
- Nie rozumiem po co on to robi. To mu nic nie da...
- Porozmawiam sobie z nim dzisiaj. - powiedziałam uspokajająco.
Zobaczyłam smutną Danielle w oknie.
- Posłuchaj, na prawdę muszę już iść. - powiedziałam smutno. Prawda była taka, że nie chciałam. - Im dłużej będę tu stać, tym dłużej oni będą czekać.
- Wiem.- powiedział i odsunął się ode mnie. - Bardzo jesteś zła?
Zaczęłam się zastanawiać. Nie byłam na niego zła. A chyba powinnam. Powinnam? Chyba tak. Jeśli mu powiem, że nie to będzie sobie na to pozwalał. Popatrzyłam sie na niego. Patrzył się na mnie wyczekująco tymi jego brązowymi oczami.
- Tylko trochę. - powiedziałam. - To co przygotowałeś było przepiękne. Dziękuję.
Uśmiechnął się nieśmiało. Jejku, dlaczego on musi być taki przystojny? Jest zdecydowanie za przystojny. Dlaczego mu się podobam? Przecież wcale nie jestem jakoś bardzo atrakcyjna.
- Starałem się. - odpowiedział. 
Uśmiechnęłam się.
- Jesteś chyba najpiękniejszą kobietą, którą kiedykolwiek spotkałem. Musisz się częściej uśmiechać.
- Nie sądzę. - odpowiedziałam. - Jest dużo o wiele bardziej atrakcyjnych kobiet, widocznie szczęścia do kobiet nie miałeś.
Spojrzałam w okno. Stała tam teraz Eleanor. Co one zmiany sobie wprowadziły?
- Muszę już iść. - powiedziałam. - Poważnie.
- Ok, ok, dam radę. - pochylił się nade mną i zatrzymał. Kiwnęłam ledwie zauważalnie głową, a on musnął moje usta swoimi.
- Dobranoc. - powiedział, odwrócił się i poszedł do samochodu.
Szybko weszłam do domu. Będzie przypał. Chwila.. to mój dom, jak mogę się bać wchodząc do własniego domu.
- No nareszcie! - krzyknął Liam. - Chcesz żebyśmy się nie wyspali, o to ci chodzi? - spytał śmiejąc się.
- Ja? Nigdy w życiu daddy. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nie będziesz się z nim spotykać. - powiedział Harry.
- A ty co? Myślałam, że to Liam jest ojcem. - powiedziałam.
- To źle myślałaś. Chcesz mieć obitą twarz jak Rihanna? Przecież to drugi Chris Brown.
- Posłuchaj, miałeś okazję poznać jaki jest dobry, ale to spierdoliłeś całując mnie. Nie wiem po co to robiłeś, tak samo jak nie wiem po co go dzisiaj drażniłeś... a przy okazji mnie. Należał ci się solidny wpierdol, a on i tak długo się powstrzymywał, ja na jego miejscu zdążyłabym cię pobić 5 razy. Kiedy nauczysz się nie wpierniczać w moje prywatne sprawy? Ja ci nie mówię czy masz pieprzyć tą całą Caroline,czy może tą drugą, która ma 56 lat. Ja ci tylko radzę co dla ciebie lepsze, ale nie wymuszam tego na tobie. Rozumiem, martwisz się, ale przesadzasz. Umiem za siebie decydować.
- To dlaczego mi wtedy nie wpierdoliłaś? Było to zrobić.
Słucham?
- Przepraszam, następnym razem to zrobię. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Cały czas bawisz się z jakimiś panienkami, masz mnie w dupie, a teraz nagle mi mówisz z kim ja mam się spotykać?
- Kiedy ja miałem cię w dupie?
- Cały czas! Dobrze wiedziałeś, że mi zależało. Dobrze to wiesz teraz. Ale ty chciałeś być "niezależny" . Bawiłeś się mną jak zabawką, później wszystko sobie wytłumaczyliśmy, nie mam ci teraz tego za złe, ale nie miej teraz do mnie pretensji, że kocham kogoś innego. Bo ty swoją szansę miałeś.
- Ko... kochasz go?
- Wyobraź sobie, że tak.
- Zakochałaś się w pierwszej osobie, która poświęciła ci trochę więcej czasu?
- Co?
- Wiem, że dawno nie miałaś chłopaka, dlatego teraz jeśli komuś troszkę bardziej na tobie zależy, ty obdarzasz go większym uczuciem. To normalne. Ale nie powinnaś się w to tak wciągać. On może być niebezpieczny. Tu już nie chodzi nawet o mnie. Martwimy się po prostu o ciebie.
- Niks, on ma rację. - powiedziała Danielle. - To normalne. Tylko proszę nie pakuj się w to na razie. Tyle lat ci się udawało nie angażować. Ale jeśli się wam nie uda.. to będziesz na prawdę cierpieć.
- Jejku, nie przesadzacie troszkę? Dobrze wiecie, że gdybym nie była pewna, że go kocham to bym tak nie powiedziała. Znacie mnie przecież. Błagam, nie martwcie się tak o mnie, wiecie, że uwiem sobie dać radę.
- Ale będę mogła go zabić jak złamie ci serce? - spytała Eleanor przytulając mnie.
- Oczywiście. - wybuchłam śmiechem. - Wtedy to będzie wskazane.
- To z nim bądź. - powiedziała Perrie. - Mi też znajomi odradzali Zayna. Nie znali go. My też Kuby nie znamy za dobrze. Powiedzmy sobie szczerze: Harry, ty go ciągle prowokowałeś. Ja na jego miejscu zrobiłabym to samo.
- Tak. Teraz zwalcie wszystko na Harolda! - krzyknął Harry.
- Tak to moja ulubiona taktyka. - powiedział Lou.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Zaufajmy jej po prostu, wie co robi, jak coś pójdzie nie tak to będzie jej wina, a my nie będziemy mieli sobie nic do zarzucenia. - powiedział Zayn.
- POLEWAMY ZAYNOWI! - krzyknęła Wiki.
- Co? Ma ktoś ochotę na coś mocniejszego? - Spytał Niall.
- Taaaak. - powiedzieliśmy wszystko razem.
***
Jezuuu jest godzina piąta, a ja dopiero kładę się do łóżka. Nie jestem śpiąca. Nie chcę spać. Chyba powinnam coś zrobić... ale co? Hmm... a no tak, muszę powiedzieć Kubie, że u mnie wszystko dobrze. Wybrałam wideo rozmowę. Jest sygnał. Odebrał.
- Nie teraz.. nie mogę rozmawiać. - powiedział nieprzytomnym głosem.
Spojrzałam na telefon. Widziałam jego twarz. Chyba spał. Nagle powoli podniósł głowę. Wstał. Zaczął iść w kierunku kuchni.
- Zgłodniałeś? - spytałam śmiejąc się.
Nic nie odpowiedział. Haha, on lunatykuje. Zaczęłam się cicho śmiać. W pewnym momencie całkiem otrzeźwiałam. Ostatnio jak lunatykował. Oo nie, nie, nie, nie... Szybko stałam i pobiegłam na dół. SZLAG. Byłam w samym (za dużym) T- Shircie. Założyłam szybko czyjeś conversy i pobiegłam do niego. Zajęło mi to jakieś 2 minuty. Cholera, zamknięte drzwi. Zadzwoniłam pod pierwszy numer. Ktoś odebrał.
- Kto?! - warknął.
- Przepraszam, mieszkam na dole, zapomniałam klucza, mogłby..

Usłyszałam dźwięk sygnalizujący, że drzwi otwarte. Szybko wbiegłam po schodach, skierowałam się w stronę jego drzwi. Dzięki Bogu były otwarte. Odetchnęłam gdy zobaczyłam go rozbudzonego w kuchni, ale to co zobaczyłam zaraz po tym przeraziło mnie jeszcze bardziej.

2 komentarze:

  1. Hmm tu Wiktoria, od razu mówię że zareagowałabym inaczej. Nie podoba mi się to :C

    OdpowiedzUsuń
  2. no ja ej co ją przeraziło? ;ooo skhvkjysgu <3

    OdpowiedzUsuń