poniedziałek, 22 kwietnia 2013

XI

- Błagam. Posłuchaj mnie chociaż. Nie zachowuj się jak gówniarz. - powiedział zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
- Ja? Jak gówniarz? Nie powiem, kto wczoraj pobił mojego przyjaciela, a potem mnie. - gdy powiedziałam te słowa ogarnęła mnie złość. On na prawdę to zrobił. Uderzył mnie.
- Co? Uderzyłem cię? - spytał "zaskoczony".
- Przestań udawać, bo to nawet nie jest śmieszne. Uderzyłeś mnie. Wywaliłeś. Na podłogę. Po tym jak pobiłeś mojego przyjaciela. Nie kopie się leżącego. W życiu bym się po tobie tego nie spodziewała.
- Przepraszam.. ja dostałem ataku furii... kto nie byłby zazdrosny? On cię... pocałował. - powiedział ze złością w oczach. - Nie powinien.
- BYŁ PIJANY W TRZY DUPY! Na pewno jego pocałunek był przyjemniejszy niż to co TY zrobiłeś. - powiedziałam. Byłam wściekła. Bardzo wściekła.
- Nie obchodzą mnie szczegóły... tego co on robił...
- A szkoda, wiesz dobrze całuje. - przerwałam mu. Nie wiem po co to zrobiłam. Chyba chciałam go zdenerwować.
- Czyżby? - powiedział ze złością. -Pewnie nauczył się tego od Lou.
Stanęłam wryta. Co on powiedział?
- Lou od Zayna, Zayn od Liama. Nie ogarniam tych ich związków i bromansów.
- Wiesz, możliwe... raczej od nie od ciebie. Zayn całuje całkiem spoko. Na Liama też nie narzekam.
Otworzył szerzej oczy.
- Coś czułem, że nie znasz ich tak po prostu. Żeby znać takie osoby, trzeba mieć pewne umiejętności.
Co proszę? Uderzyłam go w twarz. Chciało mi się płakać. Czy on na prawdę taki jest? W tym momencie szarpnął mnie za ramiona, jak na potwierdzenie. Otworzyłam szerzej oczy. Sama nie wiem czy ze strachu czy z zaskoczenia. Od razu mnie puścił.  Odwróciłam się od niego i weszłam jak najszybciej do sklepu. Zaraz się rozpłaczę. On  nie jest taki jak myślałam. O nie... Cholera. W co ja się wpakowałam.
- Poczekaj. Błagam. - złapał mnie za rękę.
- NIE DOTYKAJ! - syknęłam. - Mnie.
Stanął. Ja odwróciłam się i wzięłam parę pomidorów i ogórków. Jeszcze sałatę.
- Proszę. Musisz zrozumieć....
- Co mam do kurwy nędzy zrozumieć?! Że jesteś agresywny? Że mnie bijesz? Nie tylko mnie?
- Posłuchaj.. ja.. to nie jest dobry temat na rozmowę w sklepie.
- Ja nigdzie z tobą nie pójdę. Jeszcze mnie zakopiesz żywcem czy coś.
- Błagam, nie zachowuj się tak.
- BO CO?! Pobijesz mnie? Już zrobiłeś to prawie dwa razy w ciągu 24 godzin.
- Przestań. - warknął. - Proszę. - powiedział już spokojniej.
- Ja muszę zrobić śniadanie dla prawie 10 osób. Śpieszy mi się.
- Dobrze. Wpadnę po ciebie o ósmej.
CO? 
- Ale.. - nic nie zdążyłam powiedzieć. Wyszedł.
Dokończyłam zakupy i poszłam do domu. 
- Co ty taka zamyślona? - spytał Zayn.
- A nic, tak sobie myślę o wszystkim i niczym.
- Dobrze się czujesz? Pomóc ci w czymś? - spytał zatroskany.
- Jesteś kochany, ale na prawdę nie trzeba. - powiedziałam uśmiechając się.


***

Dobra, śniadanie zajęło mi tylko 15 minut. Jejku... zapiekanka, jajka, parówki, naleśniki na słono. Postarałam się. Poszłam zawołać dwóch największych śpiochów i leniów.
- Śniada... - skończyłam w pół słowa.
Niall leżał na Wiktorii i całowali się.. bardzo namiętnie.. Nawet nie przestali. Nie słyszeli mnie.
-ŚNIADANIE!!! - krzyknęłam i wyszłam. 
Usłyszałam jak szybko wstają i się ubierają. Weszłam do Dan i Liama, Perrie brała prysznic, więc tylko jej krzyknęłam. Lou i El akurat schodzili na dół. Wszyscy zajęci. Oprócz mnie i Harrrego. Nieee... ja bym z nim być nie mogła. Odrzuciłam te myśli od siebie od razu. Nie chcę myśleć na ten temat. 
- Harry! Czeka się na wszystkich! - usłyszałam El. 
Styles już pewnie zaczął jeść to wszystko. Ciekawe ile zjadł. Zeszłam na dół. Niall już zasiadał do stołu z Wiktorią. Niezły czas: 4 minuty. Wszyscy się zbierali, a ja tak się cieszyłam, że mam takich przyjaciół. Nie obchodzili mnie kim są, ile zarabiają, co ludzie na ich temat myślą. Po prostu ich kochałam. To dziwne, ale na początku ich nie lubiłam. Wydawali mi się typową komerchą. Może trochę komerchy w nich jest, ale są wspaniali i nie zamieniłabym ich na nikogo innego.
- Siadasz? - spytała Wiki. Czułam troskę w jej głosie.
- No jasne. - powiedziałam uśmiechając się.
- To jest przepyszne. - powiedział Niall z pełną buzią więc brzmiało to jak: to es płepysne.
- Miałam nadzieję, że wam posmakuje. - powiedziałam.
- Uwielbiam jak gotujesz. - powiedziała El z podekscytowaniem.
- Ja też. - dodała Dan.
- Spokojnie, to tylko śniadanie, jedzcie.
***

Cały dzień mija mi na myśleniu o spotkaniu. Chcę. Nie chcę. Chcę. Nie chcę. I tak cały czas. Zwariuję. Każdy się mnie pyta co mi jest. Ja odpowiadam byle co. Wiem, że mnie opieprzą, jeśli się dowiedzą, że z nim wyszłam. Najbardziej dziewczyny. Już je sobie wyobrażam. Nic im nie powiedziałam. Godzina 18. Boże. Jeszcze dwie godziny. I co ja ze sobą zrobię?
- Chcesz iść na lody? - przyszła El. Ona zawsze ma wyczucie czasu.
- Z chęcią. - powiedziałam z uśmiechem. Może, to odciągnie mnie od tych myśli.
- Bo wiesz, pomyślałam, że będziesz chciała pójść, bo Labrinth zaprosił Dan i wiesz...
- LABRINTH? TIMOTHY MCKENZIE ?
- Dokładnie.
Wzięłam torebkę i wyleciałam na doł. Jejku uwielbiam goooo. Doszliśmy na miejsce w jakieś 15 minut. Stał tam. O MÓJ BOŻE ON TAM STAŁ JAK NIGDY NIC. Podeszłyśmy udając, że to zwykły chłopak. Ciekawe czy Elka się jarała jak ja. Spojrzał na nas i się uśmiechnął. Uścisnął Danielle.
- Heeej, miło was widzieć. Timothy. - zwrócił się do Wiki.
- Wiktoria.
- Timothy.
-Eleanor.
-Timothy.
- Tak, wieeem, Monika. - powiedziałam i uścisnęliśmy się.
- Miło mi. - powiedział i uśmiechnął się. Bardzo uroczo. Jejku, zaraz się zsikam z podekscytowania.
- Ponoć to najlepsza lodziarnia w Londynie. - powiedziała El. - Tak przynajmniej one mówią.
- Rozumiem, że nie jesteś stąd? - spytał Lab.
- Nie, Mancheater . - powiedziała El z uśmiechem.
- Często tu przyjeżdżasz? - spytał.
- Całkiem często. Głównie żeby odwiedzić dziewczyny.
- A ty? Gdzie aktualnie mieszkasz? - spytałam.
- Właśnie tutaj. - powiedział uśmiechając się. - Teraz poznaję ludzi, żeby było z kim spędzać czas. 
Uśmiechnęłam się.
***

Spojrzałam na zegarek. Cholera, 19.59 . Kuba się wkurzy. Czas szybko zleciał.
- Przepraszam was, ale muszę już iść. - powiedziałam przepraszająco.
- Dlaczego? - Spytał Timothy.
- Bo jestem już umówiona. 
- Spoko, to leć. - odpowiedział przytulając mnie. - Miło było.
- Czekaj, czekaj... z kim wychodzisz? - spytała podejrzliwie Wiktoria.
- Sory, jestem spóźniona! - krzyknęłam biegnąc do drzwi.
Kurde. Wstała. Już wie. Szlag. 
Szybko pobiegłam w stronę domu. Przed zakrętem zwolniłam. Niech sobie nie myśli, że jestem na każde jego zawołanie. W pewnym momencie podjechał z piskiem opon do mnie samochód. Wystraszyłam się.
- Spóźniłaś się.- powiedział Kuba.
- Tylko kilka minut. - odpowiedziałam krótko.
- Wsiadaj.
Spojrzałam podejrzliwie na samochód.
- Cholera, to ten sam ja, gdybym chciał ci coś zrobić, już dawno byś nie żyła.
Wyszedł. Już myślałam, że do mnie podejdzie, ale on poszedł do drugich drzwi i je otworzył.
- Błagam... nie zachowuj się tak. 
Wsiadłam bez słowa. Zapięłam pasy. Patrzyłam przed siebie. Nic nie mówiłam. To moja taktyka. Zawsze tak robię. Tak się zachowuję, gdy jestem na prawdę zdenerwowana. Jechaliśmy bez słowa. Powoli zbliżaliśmy się do końca miasta. Nie pytałam gdzie jedziemy. Ufałam mu. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi. W pewnym momencie zatrzymał się na jakimś parkingu i wyłączył samochód.
- Poważnie? Jechałeś aż tutaj, żeby zatrzymać się na jakimś parkingu.
Zamknął drzwi na klucz. Co on wymyślił?
- Nie chcę, żebyś uciekła. Proszę, wysłuchaj mnie.
Patrzyłam się w przestrzeń. Nic nie odpowiedziałam. Złapał mnie za rękę. Nie... jejku, jego dotyk jest taki przyjemny. Jestem pełna wahania i sprzeczności.
- Ja nie wiem dlaczego taki jestem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Jestem taki od zawsze. Od jej śmierci. Ona była dla mnie bardzo ważna. Gdy zmarła, przestałem wierzyć. Nie wierzyłem w dosłownie nic. Nie przeszkadzało mi to. Takie życie bez żadnych zasad. Laski na jedną noc, alkohol, znajomi. Wszystko wydawało się być piękne. Ale.. za każdym razem jak patrzyłem na jej zdjęcie.. wracał smutek. Zdałem sobie sprawę, że nie jestem szczęśliwy. Dlatego tu przyjechałem Chciałem zacząć od nowa. Jak się zgubiłem.. wtedy, gdy mnie znalazłaś. Myślałem, że to nic nie da... że wpakowałem się w gówno. A ty mi pomogłaś. Tak po prostu. Wiesz od jak dawna mi nikt nie pomógł? Głupie wskazanie drogi to był kurwa problem. A ty mnie zaprowadziłaś. Poznałaś z ludźmi. Na początku myślałem, że cię poderwę, pobawimy się i zapomnę.
Co?
-Ale tak się nie stało... Po raz pierwszy od bardzo dawna czuję się lepiej. - kontynuował. - Gdy się z tobą spotykam jestem szczęśliwy. Nie umiem tego wyjaśnić... to tak jakby wszystko nagle odżywało. Stawało się kolorowe. Z szarego na kolorowe. Gdy cię nie ma, jest mi smutno. Na początku myślałem, że mi przejdzie.. że to tylko zauroczenie czy coś. Później się o to modliłem.. nie chciałem się zakochiwać... Po prostu miałem blokadę na miłość. Ale ty ją zniosłaś. Dotarło do mnie, że jesteś dla mnie dobra. Dobrze na mnie działasz. Stwierdziłem, że się postaram... A tu pierdolnąłem taką głupotę. Ja staram się być spokojny... udaje mi się z innymi. Ale jeśli chodzi o ciebie... to.. to ja.. po prostu nie umiem. A jak zobaczyłem cię wtedy z nim.. nawet nie wiesz jak cierpiałem. Myśl o tym, że mogłabyś mnie zostawić.... jest okropna. Ja na takie emocje reaguję agresją. Tak mi zostało. Musisz to po prostu zrozumieć i zaakceptować... bo ja.. po prostu cię kocham. Jezu, wreszcie to powiedziałem. Wiem, że to głupie, znamy się kilka dni.. ale ja po prostu to czuję i nad tym nie panuję.
Chwila ciszy. Nie wiem co myśleć. 
- I błagam, powiedz coś, bo zwariuję. - powiedział błagalnie.
-Ja... ja.. ja nie wiem co mam powiedzieć. Jeszcze nigdy nie byłam tak zdezorientowana.
- Mów cokolwiek. Cokolwiek. Lubię twój głos.
- Ty chcesz żebym zaakceptowała, to że możesz mnie w każdej chwili uderzyć? To nie jest normalne. Nigdy tego nie zaakceptuję.
Cały się spiął.
- To jest na prawdę trudne. Nie jestem Rihanną, nie lubię takich rzeczy.
- Ale spróbuj.. proszę.. bo jeśli ty mnie nie zaakceptujesz.. to ja nigdy tego nie zrobię.
- Mogę się nad tym zastanowić? Proszę? - spytałam.
- Ok, masz pięc minut. - odpowiedział.
- Słucham?
- Nie pytaj. Myśl.
Czy ja tego chcę? Chcę? Chcę i to bardzo. Ale... to nie będzie mądre... on może mi coś zrobić.. Jejku, boję się... nie wiem. Na serio nie wiem co mam robić. Chyba powinnam.. tak, wiem co powinnam. I zrobię to co powinnam. Zawsze tak myślałam i robiłam i nie zmienię tego. On nie jest jakimś wyjątkiem. Dobra, może jest, ale nie zmienię mojego myślenia tylko dla niego.
- Wiem co zrobię. I nic tego nie zmieni. - powiedziałam.
On nachylił się i mnie pocałował.Długo i namiętnie.
- Chciałem to zrobić. Chociaż ten ostatni raz.
- Więc, pewnie się domyślasz, że...

3 komentarze: